Uwaga!

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 16

-Jak tam siedziałam poczułam coś dziwnego. Jakbym nagle dostała nowe życie...-zrobiłam pauzę, aby wziąć powietrze. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to co mówię było takie głupie, ale jednak nie mogłam przerywać. -Nową szanse...
-Cii, spokojnie.-Kołysał mnie powoli w swoich ramionach.- Jak czujesz, że dostałaś nową szanse to zacznij to wszystko od początku. Może zamiast być zamkniętą w sobie, otwórz się.. Wiem to może być na początku trudne, ale ja ci w tym pomogę. Wszyscy ci pomożemy.-Pocałował mnie w czoło.
-O-od czego twoim zdaniem powinnam zacząć?-odsunęłam się trochę, ale nadal byłam w jego objęciach, bym mogła spojrzeć mu w oczy. Były tak piękne..Jakbym wpatrywała się w błękitną panoramę morza, oceanu. Nie były o wiele piękniejsze...Jak niebo..
-Najpierw napraw swoje relacje z bratem.-Powiedział, a ja głośno westchnęłam.
-Dobrze.-Uśmiechnęłam się blado.
-Chodź, im szybciej zaczniesz tym będzie lepiej. -Wstał i podał mi dłoń, aby i mi pomóc się podnieść. Gdy już byłam na równi z nim, złapał mnie za nią i szliśmy do mojego domu w milczeniu,  trzymając się za ręce.
Aż mi głupio tak, wejdę do domu i co powiem? "Hejka naklejka Louis, co ty na to żebyśmy stworzyli kochającą się rodzinę od początku?" No ja nie wiem czy to wypali ale z jednym się zgodzę, to pierwszy krok do mojej nowej szansy. Trzeba dać z siebie wszytko, to tak jak na zawodach w szkole, musisz dać z siebie niż zazwyczaj na treningach, bo to twoja jedyna szansa, albo wygrasz wszytko, albo przegrasz i już nic nie poradzisz na to.
Mój dom był coraz bliżej, Niall otworzył furtkę i dał mi wejść pierwszej, jednak zatrzymałam się przed drzwiami.
-Dasz radę.- Szępnął do ucha i nacisnął klamkę lekko popychając mnie do przodu.
-Nie ma odwrotu.- Odpowiedziałam.
-Chcesz żebym przy tym był?-zanim jeszcze otworzyłam drzwi, usłyszałam jego pytanie.
-Tak-powiedziałam szybko. Mam nadzieje, że Louis jest sam w domu. Ostatnio kiedy wychodziłam była tu jakaś dziewczyna. Ścisnęłam mocniej dłoń Niall'a.
A więc czas zacząć.
     Weszłam przez drzwi i od razu pociągnęłam chłopaka w stronę salonu, z którego wydobywał się dźwięk jakiegoś meczu w telewizorze. Tak jak sądziłam, na kanapie leżał Louis skupiony na tym, kto pierwszy strzeli gola. Był tak zafascynowany grą, że nas nie zauważył. Już chciałam się wycofać, ale chłopak mnie powstrzymał, tak że teraz trzymał mnie mocno w swoich ramionach.
-Yghm, Louis?-odezwał się, a ja miałam ochotę uciec.  Spojrzał się w naszą stronę, nie kryjąc zdziwienia.- Danielle chciałaby z tobą porozmawiać. No dalej.-Westchnęłam widząc, że nici z ucieczki.
  Chłopak lekko poluźnił uścisk i po chwili trzymałam go tylko za dłoń. Westchnęłam po raz kolejny i usiadałam obok Louis'a. Niall siedział tuż za mną, ale byłam odwrócona do niego plecami. Czułam tylko jak palcami robi mi jakieś znaki na plecach. Louis przyglądał się lekko zdenerwowany, nie wiedząc co się tutaj dzieje. Wolną ręką złapałam jego dłoń, przyciągając ją bliżej siebie.
Zdziwiony nie wiedział jak się zachować..
-Louis- westchnęłam już po raz setny tego dnia, układając w głowie słowa tak, aby zdanie brzmiało całkiem logicznie.-Ostatni czas nie był dla mnie wcale łatwy.-Zrobiłam chwilową pauzę, szukając słów.-Wiem, że i dla ciebie ten okres także był mega trudny.-Zaśmiałam się. próbując powstrzymać łzy, które napłynęły mi już do oczu.-Nie wiem dlaczego, ani czym się sugerowałam. Myślałam, że jeżeli będę sprawiać ci ból, wynagrodzę swoje cierpienie. Ale przez to jeszcze bardziej siebie dołowałam...-Przerwałam nie wiedząc co mam dalej powiedzieć, chłopak także milczał.
-To głupie. Za każdym razem gdy się pojawiałeś w domu, uciekałam jak najdalej z myślą, że będzie wtedy lepiej. Jednak  nie, nie było i nie będzie już lepiej-łzy zaczęły mi spływać po polikach.-Byłam tak ślepa!-głos mi się zaczął łamać.-Przeprasza, na prawdę przepraszam za to jak ciebie traktowałam. Przepraszam za to wszystko, za to, że przeze mnie tyle wycierpiałeś.-Już nie powstrzymywałam łez.Poczułam jak ktoś mnie obejmuje i gdy poznałam te same perfumy mojego brata co kiedyś mu kupiłam, wtuliłam się jeszcze mocniej.
-Cii, spokojnie-kołysał mną.-Dziękuje stary-powiedział w stronę chłopaka.
-Nie ma sprawy. To ja zostawię was samych.-Pogłaskał mnie po głowie.-Trzymajcie się.-powiedział i odszedł.

czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział 15

    Wróciłam do swojego pokoju i wzięłam głęboki oddech. Zdecydowanie ten pokój jest wielkim wysypiskiem śmieci. Otworzyłam okno, ponieważ nie było prawie czym oddychać. Przygaszona jeszcze trochę podeszłam do szafy i walczyłam sama z sobą, aby wybrać jakieś ciuchy i przy okazji się nie poddać. Powinnaś siedzieć, lub zdechnąć, a nie jeszcze wyłazić....Nie, pójdę tam...
Cały czas miałam walkę z sumieniem. Była chwila, że bym się poddała, ale weszłam do wanny i zrelaksowana odrzuciłam te myśl.
 Pamiętam, jak byłam małym dzieckiem. Kiedyś ciocia chciała mnie zabrać do kościoła, ponieważ rodziców znowu nie było z Louis'em i znajdowałam się pod jej opieką. Miałam tak samo. Walczyłam o to, pomimo, że tego chciałam. Kiedy opowiedziałam jej o tym...To co mi powiedziała... Było takie piękne i głębokie.
   Kochanie, to nie ty toczysz tą walkę... To dobro i zło walczą o twoje ciało, o ciebie. Spójrz, chodzisz regularnie do kościoła, przynajmniej w niedziele? No właśnie. Przyzwyczaiłaś się do tego i trudno ci dzisiaj walczyć ze złem...Lecz dobro jest zawsze w Tobie skarbie. Nie poddawaj się, bo zawsze początki takie są bardzo męczące i trudne. 
Jak zwykle ma rację, a ja właśnie teraz toczę tą walkę.
 Wstałam energicznie, aż zakręciło mi się w głowie przez chwilę. Wyszłam z wanny i wycierając się dokładnie ubrałam wyznaczone wcześniej do tego ubrania. Wysuszyłam suszarką włosy i czesząc je w luźnego koka, mogłam stwierdzić, że wyglądam o wiele lepiej. Spróbowałam się jakoś uśmiechnąć, ale wyszło to tak, że wyglądałam okropnie i to w żaden sposób nie przypomina uśmiechu... Poddałam się i wyszłam z łazienki kierując się w stronę schodów. Kiedy jednak po nich zeszłam udałam się do kuchni, gdzie nadal oni siedzieli. Mieli miny tak zaskoczone, że nawet nie miałam ochoty pytać się ich o co chodzi, bo zapewne o to, że wyszłam i to jeszcze chce wyjść gdzieś, gdzie dawno nie byłam. Tak, o to na pewno. Nalałam sobie wody w szklankę i nadal z chęcią wymiotów starałam się wypić do końca. Udało mi się. Uśmiechnęłam się blado do chłopaka i jego dziewczyny(chyba) i wyszłam zostawiając ich osłupionych.
Założyłam buty i kurtkę, ponieważ zapewne z tego co podejrzewam jest chyba październik? Nie wiem tego. Zdążyłam zobaczyć tylko, że jest niedziela, piętnastego.
Byłam już metrów od kościoła i znowu to uczucie.To jest takie dziwne i próbuje z nim walczyć od samego początku. Mimo tych obaw, jednak weszłam do kościoła...

~*~

    Wyszłam z kościoła-aż sama zdziwiona-z większą energia niż miałam. Może i nadal byłam w środku osłabiona to nie czułam takiego cierpienia. Czułam się w jakimś stopniu szczęśliwa i to mnie zdziwiło. Szłam ulicą, która pomimo tego, że była pełna liści-bo ludzie nie odwiedzają tej części miasta(poszła się przejść) to i tak świeże powietrze działało kojąco na moje płuca. Po paru minutach drogi, nagle zgłodniałam co mnie zdziwiło do końca. Jednak niedaleko mnie, stał sklep monopolowy. Weszłam do niego. Mam pieniądze? Chyba nie, chociaż sprawdzę. A jednak! 6,50
-Dzień dobry, uhm, poproszę wodę mineralną i...drożdżówkę.
-3 zł się należy.-Dałam odliczone pieniądze i wyszłam z zakupami. Szłam polną drogą, na skróty, już zapomniałam, jak to jest spać na łące i patrzeć się w gwiazdy. Wiele rzeczy zapomniałam. Zapomniałam o Nicole... Musze z nią porozmawiać. Tsaa plan dobry, gorzej z realizacją. Nawet nie pamiętam naszej ostatniej kłótni, może powinnam teraz do niej iść? Nie. Teraz muszę się spotkać z inną osobą. Z osobą której ufam mimo tego ze prawie nie znam. Z Niall'em. Wyciągnęłam telefon i napisałam szybkiego SMS'a.
Danielle: Czekam przy ogromnym drzewie na pól niedaleko kościoła. Wiem ze wiesz gdzie to. Proszę przyjdź.
Cholera, długo nie odpisuje. Pewnie myśli ze żarty ktoś sobie robi. I tak poczekam tu. Nie mam wyjścia.


***pov Niall***


Co się dzieje? Najpierw dzwoni do mnie Louis i gada mi o tym, że Danielle gdzieś wyszła i zachowywała się prawie, że normalnie. Chwilę potem dostałem od niej SMS'a. To przecież jest  nie możliwe!! Dobra Niall skup się! Dobra, bez opóźnień, idę tam! Jak bym miał samochód który akurat nie jest w naprawie to byłbym tam sto razy szybciej. Po około 15 min. zobaczyłem w oddali drzewo a pod nim jakąś postać . Przystanąłem na chwile. Czy to możliwe, że to Danielle? Może powinienem zawiadomić Louisa. Zacząłem biec w kierunku dziewczyny. Ta nie zauważała mnie dopóki nie usłyszała moich kroków.
-Boże, Danielle, moja słodka Danielle!-przytuliłem ją tak mocno. Nie rozmawiałem z nią nigdy jakoś bardzo dużo, ale mimo to czuje do tej dziewczyny szczególną więź.
-Niall- Rozpłakała się.
-Spokojnie... Ciii... Cicho słonko, nie płacz.- Pocieszałem ją. Ten ból w jej oczach... Nie do opisania...
-Musze się komuś zwierzyć.
-Mów, możesz mi zaufać.
-Nawet nie wiesz jak mi źle... Dziś rano obudziłam się i poczułam, że przespałam część mojego zżycia. Ubrałam się, zjadłam i poszłam do kościoła. Tam było coś...

Rozdział 14

Miesiac Później 


Białe tabletki leżały rozsypane na podłodze. Nie chce ich, nie potrzebuje. Nie jestem wariatką ani jakąś psychopatką. Wstałam z podłogi i podeszłam do łazienki. Czułam sie jakbym coś wypiłaZataczając się  podeszłam do umywali i spojrzałam na odbicie w lustrze. Kto to? Przecież nie ja. Ja mam silne i mocne włosy, oczy pełne iskierek a twarz w zdrowym odcieniu skóry. Osoba w lustrze była blada i miała podkrążone oczy a włosy połamane i bardzo słabe, bez połysku. Mój boże, kiedy to sie stało?  Przemyłam twarz. Wyglądam okropnie.  Zrzuciłam ubrania i weszłam do wanny. Na ciele zauważyłam siniaki. Skąd one? Co te antydepresanty ze mną zrobiły? Dlaczego połowy nie pamiętam? Może zwariowałam. Nie.  Ciepła woda koiła moje myśli, jak dobrze że wysypałam wszystkie tabletki, teraz będzie lepiej, nie pozwole z siebie zrobić potwora. Moje ręce były w bliznach po cięciach, mocno schudłam.  Bardzo mocno. Wyszłam z wanny i wytarłam ciało dokładnie ręcznikiem. W domu roznosił sie zapach naleśników. Nie pamiętam ich smaku.
Weszłam do kuchni. Jakaś dziewczyna piekłam ;tak jak myślałam; naleśniki a Louis głośno sie śmiał  i jadł je.  W końcu mnie zauważył.  
-D-danielle....     Co ty...- Patrzył sie jak na ducha.- To nie możliwe, w końcu od 2 tygodni wyszłaś z pokoju!- Wykrzyknął uradowany. Ma racje, to niemożliwe. Jak nie wychodziłam od 2 tygodni?
-Też się ciesze-odparłam. -Co się właściwie tutaj dzieje?-zapytałam siląc się na lepszy ton, ale wszystko co powiedziałam brzmiało obojętnie.
-Danielle.-Chłopak podszedł do mnie i po prostu przytulił. Wtuliłam się w niego, wąchając jego zapach... Nie sądziłam, że będę za nim tak bardzo tęsknić.
-Co się ze mną dzieje?- Wyszeptałam ledwie słyszalnym głosem. Nie odpowiedział. Nie wiedział. Boże, ja kiedyś miałam wszystko. Przyjaciół, coś na wzór pozornego szczęścia, kłóciłam sie z rodzicami i bratem ale wtedy przynajmniej była to jakaś forma rozmowy a nie jak teraz. Jak to mogło sie spieprzyć z tygodnia na tydzień. Kim ja teraz jestem? Nie rozumiem tego. No, ale kto by to zrozumiał? Co się stało z Nicole? Moim małym niewinnym aniołkiem? Byliśmy ze sobą tak blisko a teraz? Gdzie ona jest? Theo... Ten słodziak. Próbował mi pomóc ale na darmo. Jest jeszcze dla mnie pomoc? Poczułam jak ciało mojego brata powoli sie odsuwa. Powoli podniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego oczy. Piękne. Lśniące. Tak bardzo inne niż moje. Kątem oka spojrzałam na dziewczynę z naleśnikami. Patrzała zaszokowana na nas, a jej naleśnik zaczynały sie powoli przypalać. Ciekawe czy wie kim jestem? Na pewno.
-N... Naleśnik... Zaraz spalisz... Go...- Lzy cisnęły mi się do oczu przez co miałam problemy z mówieniem. Nie wiem dlaczego plączę. Nie potrafię nad tym zapanować. Jest źle. Bardzo. Dziewczyna wyłączyła gaz. Louis nie odzywał sie. Ja tez przestałam. Podeszłam do stołu i wzięłam jednego pancake. Spróbowałam. Było to trudne, nawet bardzo jakby patrzeć na mój wstręt do jedzenia. Koniec! Dam radę. Wsadziłam kawałek do ust.
-Dobre.-Uśmiechnęłam sie przez łzy. Błagam, nie zwymiotuj. Postaraj się.
-Danielle. Co ty robisz?
-Umieram.- Pomyślałam. -Nic takiego. Potrzebowałam... Wyjść stamtąd. - Szok tych dwojga patrzących na mnie ludzi był aż przykry.
-Może chcesz odpocząć?...
-Nie. Odpoczywałam przez najbliższy miesiąc.
-Nie wiem co powiedzieć.
-Ja tez nie. Może nie mówmy nic?-Chłopak skinął głową na tak. Będzie lepiej. Bo trzeba wierzyć. Ja straciłam wiarę i skoczyło sie tak jak się skończyło. Usiadłam na sofie o rozejrzałam sie po pomieszczeniu. Dziwnie tu. Jakby inaczej ale tak samo. Kalendarz wskazywał na to że dzis niedziela. Dawno nie byłam w kościele. Musze tam iść. Ale jak ja wyjde? Nie jestem gotowa. Jednak musze. Nie wiem. Ogarnij się dziewczyno zań znowu ci odbije. Nie mam pojęcia na ile mam ta świadomość. Skad mam pewność ze zaraz mi znowu cos nie strzeli do głowy i znowu nie wyjde przez 2 tygodnie z pokoju. Nie dopuszczę do tego.
-Danielle kochanie , będzie lepiej. Pomogę ci obiecuje słońce. Juz nie popadniesz w depresje. Będziemy przy tobie. Ja będę przy tobie.
-Wierze ci. - Wierze mu. Znowu będę normalna. Błagam... Oby tak... Chce wrócić do mojego życia. W końcu przejrzałam na oczy i teraz wiem ze mi się uda. Nie ma innej opcji.

















sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 13

Danielle pov
  Leżałam na sali już z trzy godziny, a ból stopniowo się zmniejszał. Nie wiem jaka ja musiałam być głupia i nieświadoma, aby tak ryzykować własnym życiem. Ja chyba posiadam wrodzonego pecha i nic, ale to nic tego nie zmieni. Od  Theo wiem, że Louis siedzi przed salą, lecz nie chce tutaj wejść. Nie zamierzałam nawet go prosić o to.
  Po wielu godzinach myślenia doszłam do wniosku, że nie powinnam dalej ingerować w jego życie. Znacznie lepiej było, gdy się nie odzywaliśmy, lub ja go raniłam. To jest śmieszne! Czemu nie mogę mieć jakiegoś normalnego życia, tylko zabawiam się w różne role i coraz to bardziej dziwniejsze scenariusze? Czemu to zawsze ja jestem ta najgorsza, która nie powinna żyć, bo tylko rani?
  Straszny jest stan, gdy zaczynasz myśleć o swoich wadach i o tym, że nie powinieneś istnieć. Wiedziałam, że prędzej, czy później dopadnie mnie właśnie taki stan, ale nie miałam pojęcia, że to stanie się właśnie teraz.
  Nigdy nienawidziłam popadać w depresje, czy w inne choroby psychiczne. Mój stan emocjonalny zawsze był na poziomie trzy, a pięć. Ciągle się waha. Gdy popadam w u góry wymienioną rzecz, mój stan automatycznie spada na zero.
  Jakbym nie popadała regularnie w depresje-nigdy nie miałabym myśli samobójczych.
  Tak na prawdę wiele osób popada w udawaną depresje. Jest coś takiego? Tak. Ludzie są osobami, które lubią kopiować. To znaczy, że robią wiele rzeczy dla fejmu. Myślą, że jak będą się ciąć, czy też głodzić, chodzić przygaszone, to będą popularne. Prawda jest taka, że jak zaczniemy robić z siebie fejmowego desperata to na prawdę wpadniemy w depresje. Kiedy czujemy, że ktoś zaczyna bardziej was szanować lub podzielać twój stan psychiczny-robisz wszystko, aby tylko dalej w to brnąć.
  Depresja udawana jest wtedy, gdy bez powodu w nią popadamy. Dlaczego, lub czy musi być powód, aby wpaść w depresje? Z mojego punktu widzenia-musi być powód aby wpaść w depresje.
  Czy normalna osoba, która ma wszystko: zgraną rodzinę, dobrych przyjaciół, wszystko o czym zapragnie, to czy taka osoba ma powód? Jedynie towarzystwo tą osobą kieruje. Hm, to samo jest z papierosami, czy alkoholem. Wiele osób pali lub pije, bo jego przyjaciel to robi i myśli, że to jest fajne, że na serio to pomaga. Co ma powiedzieć taka osoba, jak z wszystkiego zostaje z niczym? To już jest powód.
  Na przykład siedemnastoletnia dziewczyna ma dobrze dogadującą się rodzinę i jedną najlepszą przyjaciółkę. Rodzice są bogaci i dają jej wszystko o czym tylko zapragnie. Nagle jeden z rodziców umiera, albo zaczyna pić i wyżywać się się na tej dziewczynie-to normalne, że ona wpadnie w depresje i będzie miała tego wszystkiego dość.
  Ludzie, którzy wiedzą co to jest prawdziwa depresja-sądzą, że nikt nie powinien w nią wpaść. Nasz świat polega na tym, że gdy coś jest modne i możesz stać się popularny-zrobisz wszystko aby się przypodobać.
  Są ludzie, którzy mają do siebie dystans i  potrafią panować nad swoim życiem i układają je co do jednej rzeczy.

   Pod wieczór przyszedł do mnie lekarz i powiedział, że mogę już wyjść. Nie odzywałam się później do nikogo. Nawet ochoty na to nie miałam. Gdy wyszłam z sali zauważyłam, że Louis i Theo rozmawiają ze sobą. Szłam w kierunku wyjścia.
-Danielle, czekaj! -Krzyknął podajże Theo, ale ja nadal nic nie powiedziałam. Wprawdzie co miałam sensownego powiedzieć? Że nie chce mi się już nic robić? Że to wszystko, ten ból, jest nie dla mnie? Że jestem tchórzem i boje się wszystkiego co mnie otacza? Że z odważnej kobiety- stałam się szarą myszką? Według mnie to nie miało sensu.-Jak się czujesz?-zapytał po chwili, gdy mnie dogonił.
-Żle- pomyślałam, lecz nie powiedziałam tego na głos.
-Jak nie chcesz, to nie odpowiadaj.-Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna, że zrozumiałeś o co mi chodzi!
  Weszłam do samochodu Theo i ruszyliśmy. Leki nadal działają i fizycznie czułam się na prawdę dobrze. Lecz pogodna za oknem jeszcze bardziej mnie nurtowała-padał deszcz.
  Ja z Theo siedzieliśmy z przodu, a Louis sam zaproponował, że będzie siedział z tyłu, więc mam większy wgląd w drogę.
  Najbardziej interesowała mnie szyba, a na niej małe kropelki deszczu.
-Daleko-Musiałam chwile przerwać.-jeszcze?-powiedziałam to wszystko łamiącym się głosem nie zmieniając punktu, w który się patrzyłam.
-Dan.-Wiedziałam, że Theo się na mnie spojrzał i chciał wybadać co się dzieje, ale nawet to nie sprawiło u mnie ochoty, abym się odwróciła.-O co chodzi? Bo na pewno nie o ból.-Był stanowczy, ale ja nie odpowiedziałam. Nawet nie byłam pewna, czy to powiedział, czy mi się zdawało.
  Depresja odpiera mi radość życia-jak i jego chęć prowadzenia.
-Danielle.-Ponowił próbę.
-Zapytałam o coś innego.-Starałam, aby mój głos nie drżał i przybrał najbardziej obojętny ton.
-Jeszcze z dwadzieścia minut. -Zrezygnował.

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 12

   Patrzyłam się na chłopaka w ciszy przez długi czas. Nie czułam potrzeby na wielką rozmowę, a po za tym lekarz nie kazał mi się przemęczać, a wszystko mnie męczy. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale miejmy nadzieje, że to kiedyś przejdzie.
-Jak na razie jest dobrze, a ty jak się czujesz?-odwróciłam wzrok na ulicę. Nie wiem dlaczego, ale zaczęły mnie przytłaczać problemy innych osób. Jedna pani upadła na chodniku i prawie wszyscy się koło niej ustawili i tylko jedna osoba, próbowała jej pomóc. Biedactwo.
-Normalnie. Słyszałem, że byś w szpitalu...opowiesz mi wszystko?-zapytał, a ja cały czas czułam jego wzrok na sobie.
-Wtedy kiedy miałam iść z Nicole na tą jogę, poszliśmy jeszcze do mojego domu. Tam była mała ''awantura'' i później, gdy byliśmy w połowie drogi do celu ja, tak jakby zostawiłam ją samą i pobiegłam spory kawał bez przerw. Później zdałam sobie sprawy, że nie mam jedzenia przy sobie, a tam nie było żadnych sklepów, więc musiałam wrócić do miasta i znowu pobiegłam w tamto miejsce. Łącznie zrobiłam jakieś 60 km. Nie mogłam przejść już nawet kroku, więc ostatecznie zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam, żeby przyjechali. Jednak oni są w delegacji i prawdopodobnie będą do końca wakacji, został tylko Louis. Zgodziłam się na to. Na drugi dzień powiedziałam mu całą prawdę...mogłam tego nie mówić, ech. Po tym gdy już wszystko wiedział zemdlałam i obudziłam się w szpitalu. Na drugi dzień śnił mi się bardzo realistyczny sen. Louis był dla mnie niemiły i mówił, że tylko udawał takiego przejętego i to wszystko było pod media. Gdy się przebudziłam nie wiedziałam co się dzieje i nawrzeszczałam na niego bo myślałam, że to prawda była. Nie potrzebnie to robiłam   bo teraz się do mnie nie odzywa.-Wytłumaczyłam mu szybko nie powstrzymując już łez. Szlochałam i to głośno. Brak powietrza w płucach dawał we znaki, gdyż nieopanowany płacz i duszności się połączyły i nie wiedziałam co robić. -Mogłam mu wtedy nic nie mówić.-Dodałam. Poczułam jak chłopak mnie przytula i szepcze jakieś słówka. Wtuliłam się w niego i powoli starałam się uspokajać.
-Nie mów tak. Miałaś prawo, aby tak zareagować. Zniszczył ci prawie całe życie, a jak ten sen był realistyczny to na prawdę trudno się nie pomylić. -Mówił. Nadal płakałam, ale coraz mniej.-Pogodzicie się, nie martw się o to.-Dodał.
-Nie, nie chce tego.-Wydukałam.-Było lepiej, gdy udawałam, że mam go w dupie.
-Danielle...
-Nie chce go znać, ech. To wszystko jest takie skomplikowane.-Tym razem wyszeptałam, ledwie słyszalnie.
-Nie mów tak. Jesteście rodzeństwem i nie możecie siebie unikać. To normalne, że ciągle będziecie siebie ranić, ale kurczę Danielle wiesz dobrze, że ja i Nicole też święci nie jesteśmy. -Wahał się nad każdym słowem.
-Wiem.-Zaśmiałam się mimowolnie.
-Nie przejmuj się tym, musisz teraz dość do siebie. Śpij.-Powiedział z troską. Przykrył mnie kocem.
-Jesteś na prawdę wspaniałym przyjacielem.-Powiedziałam i zamknęłam oczy .
-Taaak.- Przeciągnął i poprawił niesforny kosmyk moich włosów i wyszedł zostawiając mnie samą w pokoju żebym mogła zasnąć.

Theo pov:
Wyszedłem z pokoju nie zamykając drzwi więc w razie czego mogę tam wrócić nie budząc jej. Ona tego nie zauważa ale ta kłótnia i jej stan zdrowia ją wykończą. Była blada jak trup a oczy miała podkrążone. Gdzieś w głębi mnie czuje że muszę jej pomóc. Zszedłem na dół, Louis nadal siedział przy stole z Harry'm albo z Liam'em, nie wiem, nie pamiętam który to który.
-Theo chodź! Przedstawię cie!- Machnął na mnie Lou kiedy mnie zauważył. Nie chciałem im przeszkadzać ale skoro sami chcą...- Piwa?
-Nie.
-To jest Harry. -No, byłem blisko.- Harry to jest Theo, brat Nikki. - Chłopak podniósł brew do góry.
-Miło mi.- Powiedział ale byłem pewny że to tylko z grzeczności. Nie wygląda na osobę z którą łatwo by się dało pogadać.
-Mi też.- Skinąłem głową bez przekonania. Z Louisem znaliśmy sie od dawna, ale nie śpieszyło mi się poznać jego zespół, nie te progi. 
-Byłeś u Danielle? Co u niej?
-Pogadamy o tym później, nie psujmy teraz atmosfery.
-Co u Nicole?- Co Harry'ego...tak? to interesuje?
-Dobrze, niedługo jedzie na wakacje.
-Sama?
-Nie, jadę z nią i jeszcze rodzice wiesz...- Zawsze uważałem że wyjazdy z rodzicami po 18 są takie idiotyczne.
-Może byśmy- Zaczął Louis.- wyjechali...- BUM! Spojrzeliśmy na siebie wystraszeni. Z góry doszedł nas głośny huk.
-Danielle!- Krzyknąłem i pobiegłem na górę pierwszy jednak Louis mnie wyprzedził.  Cała nasza trójka wpadła jak rakiety do jej pokoju a potem na jej balkon. Danielle leżała pod poprzekręcanym hamakiem.
-Co się stało?!- Chciałem pomóc jej wstać ale tak tylko dotknąłem  jej nóg wydarła się na całe gardło. Twarz całą miała z łzach
-Boli, tak bardzo kurwa boli!- Darła się przez łzy. Naprawdę cierpiała.
-Dzwoń po karetkę!- Rzucił jej brat a sam pomógł jej z Harrym jej wstać a raczej podnieść. Płakała z bólu. Powiedzieli mi przez telefon że ambulans będzie za ok. 7 minut.

*****

-Panie doktorze, i co z nią?
-Podaliśmy jej znieczulenie, to nic groźnego, może dziś wracać do domu. Po prostu jej nogi są teraz bardzo,  ale to strasznie bardzo delikatne i powinna uważać na wszystko. Upadek z hamaka dla niej jest, jak upadek z pierwszego, bądź drugiego piętra dla nas. Nawet lekkie dodknięcie może ją strasznie boleć. Tego nawet wyobrazić się nie da. Jeszcze dodatkowe badania, które nie są zbyt ciekawe. Danielle ma po prostu szczęście, że jeszcze żyje.
 

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 11

 Wracam do domu. Minęło już 2 dni, a Louis nie odezwał się do mnie przez ten czas ani razu, nie odbiera telefonów.Do Nikki nie mam co dzwonić, nie będę jej martwić tym wszystkim. Brawo Danielle znowu wszystko spieprzyłaś.  Gdy schodziłam ze szpitalnych schodów nogi sprawiały nie mały problem.  W sumie mogłam zostać jeszcze jeden dzień bo dopiero jutro przychodzą wyniki jakiegoś tam badania ale stwierdziłam, że jutro po prostu przyjdę je odebrać a dziś wrócę do domu. Czarna taksówka już na mnie czekała.
-Dzień dobry- Rzuciłam cicho do taksówkarza. Jacy ci ludzie mili, nie odpowiedział. Gdy już wsiadłam i powiedziałam adres, wyciągnęłam telefon z kieszeni. Nikt nie dzwonił. Ahh, co on ze mną robi?  Oszaleje z tej niepewności! Dlaczego on gniewa się za coś nad czym nie miałam kontroli? Zapamiętaj Danielle, następnym razem ugryź się w język jak znowu wpadniesz na  taki genialny pomysł.  Żałosne, naprawdę żałosne. Ale dobrze, jeszcze jedna ulica i będę w domu. Przy odrobinie szczęścia mój brat będzie w domu. Poczułam nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Takie samo czułam wtedy kiedy byłam w gimnazjum i  miałam wystąpić przed całą szkołą w przedstawieniu teatralnym, hahahaha,  pamiętam jak Jones z 3b zrobił się cały czerwony i... no mniejsza z tym, to inna historia. Samochód zaparkował pod moją bramą, zapłaciłam mu i wyszłam z pojazdu ignorując małe ukucia w nogach. Według lekarza takie bóle mogą potrwać od 2 do 4 dni.
   Wchodziłam po schodach i już po chwili je otwierałam. Jak nie chce się do mnie odzywać, to nie musi. Wzięłam wdech i wydech, po czym weszłam. Od razu poszłam z torbą na górę. Wchodzenie po schodach zaczęło mnie męczyć. Weszłam do pomieszczenia i w końcu rzuciłam rzeczy, kładąc się na łóżku.
    Szczerze miałam nadzieje, że spotkam Louis'a, ale jednak nie za bardzo chce się z nim widzieć. Wiedziałam, że jak pozna prawdę, to znowu coś się rozwali. Wiem, że źle zrobiłam tak reagując, ale czy ja nie miałam do tego prawa? Przecież przez prawie całe dzieciństwo bałam się, a teraz, gdy ten sen był tak realistyczny... Nie wiedziałam co się dzieje! Nie potrzebnie tak na niego nakrzyczałam, ale błagam! Myślałam, że wie jaka słaba jestem psychicznie. 
Danielle! Uspokój się. Całe życie go unikałaś, dasz radę i teraz.-Pomyślałam, a raczej wywrzeszczałam w głowie. 
    Łzy zaczęły spadać po moich polikach, ale jednak nie miałam ochoty ich zetrzeć. Wdech, wydech. Powtarzałam te dwie rzeczy, które dopiero po dłuższej chwili zaczęły pomagać. Wstałam z trudem i podeszłam do biurka, z którego wyciągnęłam paczkę papierosów i zapałki. Będzie na prawdę ciężko, jak Louis będzie tutaj mieszkać. Zdecydowanie będę schodzić na dół, gdy na prawdę będę tego potrzebowała. Znaczy...Dopóki w pełni nie zregeneruje swoich mięśni. Wtedy mogę przez okno wychodzić. Wyjęłam jednego papierosa z paczki i odpaliłam go. Po chwili już dym rozkoszował moje płuca i umysł. Nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Powinnam przestać to robić. Gdyby nie to, że pobiegłam wtedy... Na pewno siedziałabym zdrowa u Nicole i nie zadręczała się Louis'em. 
-On dla mnie nie istnieje, on dla mnie nie istnieje.-Powtarzałam w myślach. Jak tylko wydobrzeją mi nogi i będę mogła już normalnie chodzić na pewno będzie lepiej. Zagasiłam papierosa i poszłam po ciuchy na zmianę, po czym weszłam do łazienki i nalałam ciepłej wody do wanny. Zanurzyłam się w cieczy i po raz pierwszy od długiego czasu poczułam taką ulgę.  Zamknęłam powieki zanurzając się w błogim stanie. 
  Gdy woda zaczynała robić się chłodna powoli wyszłam z wanny. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem i wypuściłam ciecz z wielkiego przedmiotu. Niechętnie ubrałam dresy i przydługi T-shirt. Raczej przez ból w nogach nie będę się zbyt często przebierać, bo nawet tak mała czynność stawia mi wielkie wyzwanie. W szpitalu nie mówili mi, że będę przemęczona, ale raczej to kolejny stan uboczny mojego głupiego wybryku. 
  Nicole. Nie wiem, czy powinnam się z nią na razie spotykać. Raczej powinnam odpocząć, a ona raczej jak w każdy początek wakacji wyjedzie za granice na dwa lub trzy tygodnie. Zapewne myśli, że pogodziłam się z Louis'em i chce dać nam trochę czasu dla siebie, dlatego nie pisze. Życie jest zbyt skomplikowane. Przecież dopiero co pogodziłam się z bratem i teraz znowu jesteśmy skłóceni. Może właśnie tak powinno być. Może nie dla nas jest życie w zgodzie? Nie wiem, ale jestem tego zdania, że nie powinnam się do niego odzywać. 
-Danielle, dobrze robisz.-Powtarzałam po cichu słowa, które mówiłam w gimnazjum.Lepiej, gdybym znowu stała się dla niego niemiła. 
   Na początku, gdy 'przyjaźniłam' się z Louis'em też trudno było mi go ranić. Lecz teraz to jedyne wyjście z takiej sytuacji. Może lepiej go ignorować? Nie, jednak ranienie jest lepsze. Danielle...Oparłam się o miękką poduszkę i po chwili zasnęłam.

   Obudziłam się parę godzin później. Nie pamiętam ile spała, ale chyba długo, gdyż słońce od dawna  jest wysoko na niebie. Spojrzałam na zegarek, który znajduje się na szafce nocnej. 14:31. Zasnęłam wczoraj po 17, więc spałam bardzo długo, wręcz karygodnie długo...
  Wstałam z łóżka i powoli biorąc wielki wdech i spokojny wydech wyszłam z pokoju. Przeszłam po schodach na parter i oddychałam gorzej od  astmatyk po godzinnym maratonie.Uspokoiłam trochę oddech i weszłam do kuchni. Na moje nieszczęście Louis siedział z Harry'm przy stole. Ignorując ich podeszłam do lodówki i spojrzałam co tam się znajdowało. 
-To w końcu się pogodziliście, czy nie?-zapytał loczek.
Zamknęłam lodówkę i ukroiłam sobie połówkę czerwonej papryki. Odłożyłam resztę i ugryzłam kawałek idąc do drzwi. Wyszłam z domu kończąc moje 'śniadanie'. Nie wiedziałam, czy zamówić taksówkę, czy iść się na nogach. Przeszłam kawałek drogi i gdy skręciłam w lewo nadjeżdżał akurat autobus, do którego wsiadłam. Zapłaciłam za bilet i po chwili go skasowałam. Usiadłam na krzesełku i czekałam, aż podjedzie najbliżej szpitalu. Nie chciałam tam wracać, lecz musiałam. Wielkie brawa Danielle! 
   Wysiadłam z pojazdu i pokierowałam się od razu do przychodni, do pokoju pielęgniarek. 
-Dzień dobry, ja przyszłam po jakieś wyniki.-Powiedziałam, gdy usłyszałam ;proszę'. 
-Jak się pani nazywa?-zapytała kruchym głosem, jedna z nich. 
-Danielle Tomlinson. 
-Chodź za mną.-Podniosła się i już po chwili szliśmy w jakimś kierunku. Jak się później okazało, był to pokój lekarzy. Po co ja tutaj idę? Chciałam się zapytać, ale otworzyła drzwi i zauważyłam tam lekarza, który mnie badał.-Usiądź.-Dodała i wyszła.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. Jak się czujesz?-zapytał, niby z uprzejmości. Tak, jak to lekarze muszą. 
-Dobrze. Czy jest ten wynik, czegoś tam?
-Mhm, przyszedł niedawno. 
-I coś wykazał? Głównie po to tutaj przyszłam.
-Jesteś bardzo odwodniona i z badań krwi wychodzi, że ma pani anemie, ale to bardziej mnie zaniepokoiło.
-Tak? 
-Pani płuca zaczynają się zmniejszać w nie wiadomo jaki sposób. Nie jest to raczej astma, ani nic podobnego. 
-Więc co to jest?
-Nie jestem w stu procentach pewien bo jeszcze nigdy nikt nie spotkał się z niczym podobnym.
-Na prawdę? 
-Na prawdę, ale wierze, że samo przejdzie. Jak na razie nie powinnaś się przemęczać i najlepiej przez miesiąc uważać nie tylko na nogi, ale też na płuca. Znaczy się powinnaś cały czas się pilnować. Męczysz się szybko?
-Najbardziej, gdy schodzę lub wchodzę po jakichkolwiek schodach. 
-Więc jak najbardziej ograniczaj chodzenie po schodach.
-Dobrze.
-Najlepiej jakbyś przez tydzień, góra dwa tygodnie odpoczywała, a później zaczynała powoli chodzić na półgodzinne spacerki. Tak, aby się nie zmęczyć, ale też żeby płuca miały świeży tlen i zaczęły się powiększać. 
-Czyli jak na razie tyle? 
-Tak. Na pewno dobrze się czujesz? 
-Tak, tak.
-Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć.
-Niedawno wstałam i nie miałam ochoty jeść śniadania. Pewnie dlatego. 
-Nie możesz zaniedbywać jedzenie. Poczekaj tutaj, a ja ci przyniosę coś do jedzenia.-Skończył i wyszedł. Nawet nie zdążyłam się sprzeciwić. Po chwili wrócił z talerzem z potrawą i ze szklanką z piciem. -Proszę, jedz smacznego. Ja za chwilkę wrócę i jeszcze chwilę porozmawiamy. -Przytaknęłam głową i wyszedł. Spojrzałam na mój posiłek, który okazał się trzema kanapkami z szynką(moją ulubioną) i z serem. Obok tego były cztery plasterki pomidora i trochę ogórka. Posmarowałam chleb masłem(pomijając, że nie miałam noża) położyłam na to szynkę, ser i pomidor. Wzięłam pierwszego gryza i powoli czułam jakbym cały dzień pracowała. To niemożliwe, że tak proste rzeczy mnie tak męczą. Bardzo wolno jadłam. 
   Posmarowałam kolejne dwie kanapki i ułożyłam ponownie w tym samym układzie. Dopiero teraz zrozumiałam jaka byłam głodna. Musiałam chwilę odpocząć zanim zaczęłam brać pierwszy gryz. Lekarz już wrócił i usiadł na krzesełku naprzeciw mnie.
-Powinnaś poleżeć tutaj jakiś czas.
-Nie, nic mi nie jest.
-Tak, czy tak musiałabyś przychodzić co tydzień na kontrolę. Uważam, że lepiej byłoby się oszczędzać. 
-Nie. Nic mi nie jest. - Spojrzał się na mnie nie pewnie.
-Jak wolisz, mimo tego że wolałbym się mieć pod kontrolą. Musisz pić dużo wody, leżeć, jeżeli palisz papierosy to przestań, o alkoholu już nie wspomnę i co najważniejsze dużo świeżego powietrza. Pamiętasz wszystko?
-Tak.
-A więc dobrze, widzimy się na co tygodniowej kontroli w Środę 13-ego.

Piątek 08.07
Po przyjściu od lekarza udało uniknąć mi się Louisa. Dziś miałam taki sam cel. Podniosłam z łóżka jeszcze obolałe nogi i przykuśtykałam w stronę koca i zabrałam go na balkon. Jak dobrze, że mama pomyślała o hamaku na moim balkonie. Gdy już ułożyłam  poduszki i koc próbowałam się na wiszącym hamaku położyć. Nie było to takie proste ale po kilkunastu próbach mi się udało. Od wczoraj leży tu zgrzewka wody którą kupił mi mój brat i bez słowa położył pod drzwiami. Nie raczył nic powiedzieć. Patrzyłam tak w ulice i dopiero teraz to zauważyłam. Kłócące się rodziny, zabiegani ludzie i zapatrzeni w telefony nastolatkowie. Rozmyślałam tak jakiś czas, aż ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Otwarte!
-Hej, nie chce ci przeszkadzać ale chciałem zapytać jak się czujesz...- To nie był Louisa głos, odwróciłam głowę i zobaczyłam  Theo.
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona.- A z resztę nie ważne- Wskazałam mu krzesło obok hamaka. Grzecznie usiadł.  Dobrze mieć kogoś komu się ufa w takiej chwili...

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 10

   Nie mogłam się ruszać, ani nic robić. Przytłaczało mnie to, gdyż panująca w szpitalach atmosfera była strasznie nudna. Cały czas się leży na tych łóżkach i co? Nic. Szczerze nie powinnam tam marudzić, gdyż mogło być gorzej, ale no błagam! Musi coś się zaraz stać, albo wyląduje w kostnicy z nudów!  Ciekawiła mnie też jedna rzecz. Louis nie opuścił mnie nawet na sekundę. Ciągle przy mnie siedzi i mimo, że się nie odzywa to i tak tutaj jest. Myślałam, że mu w ogóle na mnie nie zależy. Żałuje, że ma taką siostrę, ale nie. On przebywa w tej samej sali szpitalnej co ja, obok mnie. Wprawdzie trochę dziwnie się czuje bo nigdy nie byliśmy tak długo w jednym miejscu, razem. Lecz zasady są po to, aby je łamać, prawda?
-Louis?-zapytałam lekko, a chłopak spojrzał się na mnie.
-Tak?-przybliżył krzesło do łóżka.
-Nudzi mi się.-Zaśmiał się. -To nie jest śmieszne. Nie ma nic co można byłoby zrobić. -Jęknęłam niezadowolona.
-To prawda, ale niedługo stąd wyjdziesz i nie będzie tak nudno.-Podrapał się po karku niezdecydowany i zakłopotany.
-Kiedy stąd wyjdę?-westchnęłam poprawiając lekko na łóżku. Leki zaczęły działać, więc nie czułam takiego potwornego bólu, ale te materace były takie twarde, że nie dziwie się, że trzeba leków, aby znieczulić ból. To jest dziwne. Dobra Danielle nie wchodź w ten temat niepotrzebnie.
-Może jutro. Danielle na prawdę tego nie wiem.-Odparł jeszcze bardziej zmieszany. Po raz kolejny jęknęłam niezadowolona.
-Jesteś sławny weź ich jakoś przekup.-Podsunęłam.
-Danielle!
-No co?-zaśmiałam się.-Dobry pomysł.
-Nie przekupię nikogo! Możesz tutaj siedzieć nawet miesiąc, gdy będziesz musiała. Masz mi  wyzdrowieć. -Uparł się.
-Lou, no proszę. Nudzi mi się!-zrobiłam skrzywdzoną minę.
-Nie, Danielle. Nie będę ryzykować.-Przewróciłam oczami, a później przeniosłam się na drugi bok.
-Nie obrażaj się na mnie, Danielle.-Czułam się tak, jakby się tym przejął. Czym?
-Nie mam co robić, to chociaż pozwól mi spać. Może zabije jakoś ten czas.-Wyszeptałam na tyle głośno, aby chłopak mógł to usłyszeć.
-Dobranoc skarbie.
-Dobranoc.
   Nie mogłam przez chwilę usnąć, ale po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza. Nienawidziłam tego uczucia odpływania. Czułam się wtedy taka bezbronna. Danielle, uspokój się. Nie jesteś bezbronna. Na pewno nie teraz...

 -Dan- Usłyszałam głos mojego brata. Podniosłam uśpione powieki.
-Hm?
-Obudź sie. jeszcze dziś wieczorem wyjdziesz że szpitala.
-Żartujesz?!
-...Myślałem że chciałaś stąd wyjść...
-No pewnie! Koniec tej nudy!- Lou zaśmiał sie a pielęgniarka pomogła mi wstać i spakowała 
moje rzeczy. 
-Jak to załatwiłeś?
-Użyłem moich znajomości.- Przecież mówił że nigdy tego nie zrobi... no ale mniejsza.
Dojechaliśmy do domu, w końcu.
- Poczekaj na mnie w salonie. Musimy porozmawiać.
-Uh, jasne.
Wziął moje rzeczy ze szpitala a ja poszłam w kierunku drzwi. Drzwi były otwarte. Jak to?
Weszłam do salonu, o dziwo nie miałam żadnych utrudnień z chodzeniem.
-Słuchaj, - Zaczął.- Nie chce już nigdy widzieć takich akcji. Jestem twoim cholernym bratem i mam obowiązek cie pilnować.
-Co? 
-Tyle czasu spędziłem siedząc przy tobie tam w szpitalu...- Powiedział bardzo chłodnym głosem, jak by miał wyrzuty.
-Nikt ci nie kazał...- Nie dokończyłam bo przerwał mi w pół słowa.
-Ale musiałem to zrobić dla reputacji! Co by pisało w gazetach jak bym tego nie zrobił?!
-Ty... To... wszystko  udawałeś?
-Oczywiście! Myślałaś że zależy mi na tobie i  na tym żebyśmy sie pogodzili?
-Ty chuju!  Ty chuju!! Nie chce cie znać!!


-Danielle? Wszystko w porządku?- Ktoś szarpnął mnie za ramie. Odwróciłam sie i zobaczyłam jego. Mojego pseudo brata. Zebrałam siły i krzyknęłam tak że usłyszeli mnie ludzie na korytarzu.
-TY IDIOTO! WYJDŹ STĄD NATYCHMIAST! NIE CHCE CIE ZNAĆ!- Na jego twarzy pojawiło sie przerażenie. Pielęgniarka wbiegła do sali z prędkością światła.
-Co sie dzieje?! - "On" nadal nic nie mówił. Co za ironia bo jeszcze chwile temu miał dużo do powiedzenia. Spojrzałam zabijającym wzrokiem na kobietę.
-Zabierz go stąd!- Zmarszczyła brwi i odwróciła sie do "niego" już nigdy nie wymówie jego imienia.
-Przepraszam, musi pan wyjść...
-Ale... ja...- Był w szoku.
-Prosze mi nie utrudniać.- Skinął głową i wyszedł. Gdy emocje opadły zauważyłam coś bardzo istotnego.  Dlaczego wyprowadziła go PIELĘGNIARKA? Byłam w domu tak? jeszcze przed chwilą tam byłam.  Więc jak to możliwe że jestem w szpitalu?! i  jeszcze... On mnie obudził a nie spałam. Moment... No nawet tak nie myśl! chociaż... nie to nie możliwe! JA SPAŁAM?! To tylko sen do cholery?! .... Co ja najlepszego zrobiłam?  O Boże. Sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Oby był jeszcze w szpitalu. Jak mogłam pomylić sen z jawą? 1 sygnał... 2 sygnał... 3sygnał... Odbierz!.... 
result-thumb-Siemka! Sorry że nie odbieram ale jestem zajęty... albo po prostu nie chce z tobą rozmawiać. Zadzwoń potem. -Włączyła sie automatyczna sekretarka. Świetnie. Nie czekałam jednak długo bo chwile potem oddzwonił .
-Danielle! co Ci sie stało? - Opowiedziałam mu wszystko.
-I naprawde mi przykro! ... Louis? Halo? Jesteś tam? - Cisza, wiedziałam  że sie nie rozłączył bo słyszałam jego oddech... - Odezwij sie no!- PIK PIK PIK... co? zerwał połączenie? Ale dłaczego? Mój telefon zawirował. to sms od Louisa. Zamurowało mnie. Nie sądziłam że tak to odbierze...
 result-thumb