Uwaga!

czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział 15

    Wróciłam do swojego pokoju i wzięłam głęboki oddech. Zdecydowanie ten pokój jest wielkim wysypiskiem śmieci. Otworzyłam okno, ponieważ nie było prawie czym oddychać. Przygaszona jeszcze trochę podeszłam do szafy i walczyłam sama z sobą, aby wybrać jakieś ciuchy i przy okazji się nie poddać. Powinnaś siedzieć, lub zdechnąć, a nie jeszcze wyłazić....Nie, pójdę tam...
Cały czas miałam walkę z sumieniem. Była chwila, że bym się poddała, ale weszłam do wanny i zrelaksowana odrzuciłam te myśl.
 Pamiętam, jak byłam małym dzieckiem. Kiedyś ciocia chciała mnie zabrać do kościoła, ponieważ rodziców znowu nie było z Louis'em i znajdowałam się pod jej opieką. Miałam tak samo. Walczyłam o to, pomimo, że tego chciałam. Kiedy opowiedziałam jej o tym...To co mi powiedziała... Było takie piękne i głębokie.
   Kochanie, to nie ty toczysz tą walkę... To dobro i zło walczą o twoje ciało, o ciebie. Spójrz, chodzisz regularnie do kościoła, przynajmniej w niedziele? No właśnie. Przyzwyczaiłaś się do tego i trudno ci dzisiaj walczyć ze złem...Lecz dobro jest zawsze w Tobie skarbie. Nie poddawaj się, bo zawsze początki takie są bardzo męczące i trudne. 
Jak zwykle ma rację, a ja właśnie teraz toczę tą walkę.
 Wstałam energicznie, aż zakręciło mi się w głowie przez chwilę. Wyszłam z wanny i wycierając się dokładnie ubrałam wyznaczone wcześniej do tego ubrania. Wysuszyłam suszarką włosy i czesząc je w luźnego koka, mogłam stwierdzić, że wyglądam o wiele lepiej. Spróbowałam się jakoś uśmiechnąć, ale wyszło to tak, że wyglądałam okropnie i to w żaden sposób nie przypomina uśmiechu... Poddałam się i wyszłam z łazienki kierując się w stronę schodów. Kiedy jednak po nich zeszłam udałam się do kuchni, gdzie nadal oni siedzieli. Mieli miny tak zaskoczone, że nawet nie miałam ochoty pytać się ich o co chodzi, bo zapewne o to, że wyszłam i to jeszcze chce wyjść gdzieś, gdzie dawno nie byłam. Tak, o to na pewno. Nalałam sobie wody w szklankę i nadal z chęcią wymiotów starałam się wypić do końca. Udało mi się. Uśmiechnęłam się blado do chłopaka i jego dziewczyny(chyba) i wyszłam zostawiając ich osłupionych.
Założyłam buty i kurtkę, ponieważ zapewne z tego co podejrzewam jest chyba październik? Nie wiem tego. Zdążyłam zobaczyć tylko, że jest niedziela, piętnastego.
Byłam już metrów od kościoła i znowu to uczucie.To jest takie dziwne i próbuje z nim walczyć od samego początku. Mimo tych obaw, jednak weszłam do kościoła...

~*~

    Wyszłam z kościoła-aż sama zdziwiona-z większą energia niż miałam. Może i nadal byłam w środku osłabiona to nie czułam takiego cierpienia. Czułam się w jakimś stopniu szczęśliwa i to mnie zdziwiło. Szłam ulicą, która pomimo tego, że była pełna liści-bo ludzie nie odwiedzają tej części miasta(poszła się przejść) to i tak świeże powietrze działało kojąco na moje płuca. Po paru minutach drogi, nagle zgłodniałam co mnie zdziwiło do końca. Jednak niedaleko mnie, stał sklep monopolowy. Weszłam do niego. Mam pieniądze? Chyba nie, chociaż sprawdzę. A jednak! 6,50
-Dzień dobry, uhm, poproszę wodę mineralną i...drożdżówkę.
-3 zł się należy.-Dałam odliczone pieniądze i wyszłam z zakupami. Szłam polną drogą, na skróty, już zapomniałam, jak to jest spać na łące i patrzeć się w gwiazdy. Wiele rzeczy zapomniałam. Zapomniałam o Nicole... Musze z nią porozmawiać. Tsaa plan dobry, gorzej z realizacją. Nawet nie pamiętam naszej ostatniej kłótni, może powinnam teraz do niej iść? Nie. Teraz muszę się spotkać z inną osobą. Z osobą której ufam mimo tego ze prawie nie znam. Z Niall'em. Wyciągnęłam telefon i napisałam szybkiego SMS'a.
Danielle: Czekam przy ogromnym drzewie na pól niedaleko kościoła. Wiem ze wiesz gdzie to. Proszę przyjdź.
Cholera, długo nie odpisuje. Pewnie myśli ze żarty ktoś sobie robi. I tak poczekam tu. Nie mam wyjścia.


***pov Niall***


Co się dzieje? Najpierw dzwoni do mnie Louis i gada mi o tym, że Danielle gdzieś wyszła i zachowywała się prawie, że normalnie. Chwilę potem dostałem od niej SMS'a. To przecież jest  nie możliwe!! Dobra Niall skup się! Dobra, bez opóźnień, idę tam! Jak bym miał samochód który akurat nie jest w naprawie to byłbym tam sto razy szybciej. Po około 15 min. zobaczyłem w oddali drzewo a pod nim jakąś postać . Przystanąłem na chwile. Czy to możliwe, że to Danielle? Może powinienem zawiadomić Louisa. Zacząłem biec w kierunku dziewczyny. Ta nie zauważała mnie dopóki nie usłyszała moich kroków.
-Boże, Danielle, moja słodka Danielle!-przytuliłem ją tak mocno. Nie rozmawiałem z nią nigdy jakoś bardzo dużo, ale mimo to czuje do tej dziewczyny szczególną więź.
-Niall- Rozpłakała się.
-Spokojnie... Ciii... Cicho słonko, nie płacz.- Pocieszałem ją. Ten ból w jej oczach... Nie do opisania...
-Musze się komuś zwierzyć.
-Mów, możesz mi zaufać.
-Nawet nie wiesz jak mi źle... Dziś rano obudziłam się i poczułam, że przespałam część mojego zżycia. Ubrałam się, zjadłam i poszłam do kościoła. Tam było coś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz