Uwaga!

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 11

 Wracam do domu. Minęło już 2 dni, a Louis nie odezwał się do mnie przez ten czas ani razu, nie odbiera telefonów.Do Nikki nie mam co dzwonić, nie będę jej martwić tym wszystkim. Brawo Danielle znowu wszystko spieprzyłaś.  Gdy schodziłam ze szpitalnych schodów nogi sprawiały nie mały problem.  W sumie mogłam zostać jeszcze jeden dzień bo dopiero jutro przychodzą wyniki jakiegoś tam badania ale stwierdziłam, że jutro po prostu przyjdę je odebrać a dziś wrócę do domu. Czarna taksówka już na mnie czekała.
-Dzień dobry- Rzuciłam cicho do taksówkarza. Jacy ci ludzie mili, nie odpowiedział. Gdy już wsiadłam i powiedziałam adres, wyciągnęłam telefon z kieszeni. Nikt nie dzwonił. Ahh, co on ze mną robi?  Oszaleje z tej niepewności! Dlaczego on gniewa się za coś nad czym nie miałam kontroli? Zapamiętaj Danielle, następnym razem ugryź się w język jak znowu wpadniesz na  taki genialny pomysł.  Żałosne, naprawdę żałosne. Ale dobrze, jeszcze jedna ulica i będę w domu. Przy odrobinie szczęścia mój brat będzie w domu. Poczułam nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Takie samo czułam wtedy kiedy byłam w gimnazjum i  miałam wystąpić przed całą szkołą w przedstawieniu teatralnym, hahahaha,  pamiętam jak Jones z 3b zrobił się cały czerwony i... no mniejsza z tym, to inna historia. Samochód zaparkował pod moją bramą, zapłaciłam mu i wyszłam z pojazdu ignorując małe ukucia w nogach. Według lekarza takie bóle mogą potrwać od 2 do 4 dni.
   Wchodziłam po schodach i już po chwili je otwierałam. Jak nie chce się do mnie odzywać, to nie musi. Wzięłam wdech i wydech, po czym weszłam. Od razu poszłam z torbą na górę. Wchodzenie po schodach zaczęło mnie męczyć. Weszłam do pomieszczenia i w końcu rzuciłam rzeczy, kładąc się na łóżku.
    Szczerze miałam nadzieje, że spotkam Louis'a, ale jednak nie za bardzo chce się z nim widzieć. Wiedziałam, że jak pozna prawdę, to znowu coś się rozwali. Wiem, że źle zrobiłam tak reagując, ale czy ja nie miałam do tego prawa? Przecież przez prawie całe dzieciństwo bałam się, a teraz, gdy ten sen był tak realistyczny... Nie wiedziałam co się dzieje! Nie potrzebnie tak na niego nakrzyczałam, ale błagam! Myślałam, że wie jaka słaba jestem psychicznie. 
Danielle! Uspokój się. Całe życie go unikałaś, dasz radę i teraz.-Pomyślałam, a raczej wywrzeszczałam w głowie. 
    Łzy zaczęły spadać po moich polikach, ale jednak nie miałam ochoty ich zetrzeć. Wdech, wydech. Powtarzałam te dwie rzeczy, które dopiero po dłuższej chwili zaczęły pomagać. Wstałam z trudem i podeszłam do biurka, z którego wyciągnęłam paczkę papierosów i zapałki. Będzie na prawdę ciężko, jak Louis będzie tutaj mieszkać. Zdecydowanie będę schodzić na dół, gdy na prawdę będę tego potrzebowała. Znaczy...Dopóki w pełni nie zregeneruje swoich mięśni. Wtedy mogę przez okno wychodzić. Wyjęłam jednego papierosa z paczki i odpaliłam go. Po chwili już dym rozkoszował moje płuca i umysł. Nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Powinnam przestać to robić. Gdyby nie to, że pobiegłam wtedy... Na pewno siedziałabym zdrowa u Nicole i nie zadręczała się Louis'em. 
-On dla mnie nie istnieje, on dla mnie nie istnieje.-Powtarzałam w myślach. Jak tylko wydobrzeją mi nogi i będę mogła już normalnie chodzić na pewno będzie lepiej. Zagasiłam papierosa i poszłam po ciuchy na zmianę, po czym weszłam do łazienki i nalałam ciepłej wody do wanny. Zanurzyłam się w cieczy i po raz pierwszy od długiego czasu poczułam taką ulgę.  Zamknęłam powieki zanurzając się w błogim stanie. 
  Gdy woda zaczynała robić się chłodna powoli wyszłam z wanny. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem i wypuściłam ciecz z wielkiego przedmiotu. Niechętnie ubrałam dresy i przydługi T-shirt. Raczej przez ból w nogach nie będę się zbyt często przebierać, bo nawet tak mała czynność stawia mi wielkie wyzwanie. W szpitalu nie mówili mi, że będę przemęczona, ale raczej to kolejny stan uboczny mojego głupiego wybryku. 
  Nicole. Nie wiem, czy powinnam się z nią na razie spotykać. Raczej powinnam odpocząć, a ona raczej jak w każdy początek wakacji wyjedzie za granice na dwa lub trzy tygodnie. Zapewne myśli, że pogodziłam się z Louis'em i chce dać nam trochę czasu dla siebie, dlatego nie pisze. Życie jest zbyt skomplikowane. Przecież dopiero co pogodziłam się z bratem i teraz znowu jesteśmy skłóceni. Może właśnie tak powinno być. Może nie dla nas jest życie w zgodzie? Nie wiem, ale jestem tego zdania, że nie powinnam się do niego odzywać. 
-Danielle, dobrze robisz.-Powtarzałam po cichu słowa, które mówiłam w gimnazjum.Lepiej, gdybym znowu stała się dla niego niemiła. 
   Na początku, gdy 'przyjaźniłam' się z Louis'em też trudno było mi go ranić. Lecz teraz to jedyne wyjście z takiej sytuacji. Może lepiej go ignorować? Nie, jednak ranienie jest lepsze. Danielle...Oparłam się o miękką poduszkę i po chwili zasnęłam.

   Obudziłam się parę godzin później. Nie pamiętam ile spała, ale chyba długo, gdyż słońce od dawna  jest wysoko na niebie. Spojrzałam na zegarek, który znajduje się na szafce nocnej. 14:31. Zasnęłam wczoraj po 17, więc spałam bardzo długo, wręcz karygodnie długo...
  Wstałam z łóżka i powoli biorąc wielki wdech i spokojny wydech wyszłam z pokoju. Przeszłam po schodach na parter i oddychałam gorzej od  astmatyk po godzinnym maratonie.Uspokoiłam trochę oddech i weszłam do kuchni. Na moje nieszczęście Louis siedział z Harry'm przy stole. Ignorując ich podeszłam do lodówki i spojrzałam co tam się znajdowało. 
-To w końcu się pogodziliście, czy nie?-zapytał loczek.
Zamknęłam lodówkę i ukroiłam sobie połówkę czerwonej papryki. Odłożyłam resztę i ugryzłam kawałek idąc do drzwi. Wyszłam z domu kończąc moje 'śniadanie'. Nie wiedziałam, czy zamówić taksówkę, czy iść się na nogach. Przeszłam kawałek drogi i gdy skręciłam w lewo nadjeżdżał akurat autobus, do którego wsiadłam. Zapłaciłam za bilet i po chwili go skasowałam. Usiadłam na krzesełku i czekałam, aż podjedzie najbliżej szpitalu. Nie chciałam tam wracać, lecz musiałam. Wielkie brawa Danielle! 
   Wysiadłam z pojazdu i pokierowałam się od razu do przychodni, do pokoju pielęgniarek. 
-Dzień dobry, ja przyszłam po jakieś wyniki.-Powiedziałam, gdy usłyszałam ;proszę'. 
-Jak się pani nazywa?-zapytała kruchym głosem, jedna z nich. 
-Danielle Tomlinson. 
-Chodź za mną.-Podniosła się i już po chwili szliśmy w jakimś kierunku. Jak się później okazało, był to pokój lekarzy. Po co ja tutaj idę? Chciałam się zapytać, ale otworzyła drzwi i zauważyłam tam lekarza, który mnie badał.-Usiądź.-Dodała i wyszła.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. Jak się czujesz?-zapytał, niby z uprzejmości. Tak, jak to lekarze muszą. 
-Dobrze. Czy jest ten wynik, czegoś tam?
-Mhm, przyszedł niedawno. 
-I coś wykazał? Głównie po to tutaj przyszłam.
-Jesteś bardzo odwodniona i z badań krwi wychodzi, że ma pani anemie, ale to bardziej mnie zaniepokoiło.
-Tak? 
-Pani płuca zaczynają się zmniejszać w nie wiadomo jaki sposób. Nie jest to raczej astma, ani nic podobnego. 
-Więc co to jest?
-Nie jestem w stu procentach pewien bo jeszcze nigdy nikt nie spotkał się z niczym podobnym.
-Na prawdę? 
-Na prawdę, ale wierze, że samo przejdzie. Jak na razie nie powinnaś się przemęczać i najlepiej przez miesiąc uważać nie tylko na nogi, ale też na płuca. Znaczy się powinnaś cały czas się pilnować. Męczysz się szybko?
-Najbardziej, gdy schodzę lub wchodzę po jakichkolwiek schodach. 
-Więc jak najbardziej ograniczaj chodzenie po schodach.
-Dobrze.
-Najlepiej jakbyś przez tydzień, góra dwa tygodnie odpoczywała, a później zaczynała powoli chodzić na półgodzinne spacerki. Tak, aby się nie zmęczyć, ale też żeby płuca miały świeży tlen i zaczęły się powiększać. 
-Czyli jak na razie tyle? 
-Tak. Na pewno dobrze się czujesz? 
-Tak, tak.
-Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć.
-Niedawno wstałam i nie miałam ochoty jeść śniadania. Pewnie dlatego. 
-Nie możesz zaniedbywać jedzenie. Poczekaj tutaj, a ja ci przyniosę coś do jedzenia.-Skończył i wyszedł. Nawet nie zdążyłam się sprzeciwić. Po chwili wrócił z talerzem z potrawą i ze szklanką z piciem. -Proszę, jedz smacznego. Ja za chwilkę wrócę i jeszcze chwilę porozmawiamy. -Przytaknęłam głową i wyszedł. Spojrzałam na mój posiłek, który okazał się trzema kanapkami z szynką(moją ulubioną) i z serem. Obok tego były cztery plasterki pomidora i trochę ogórka. Posmarowałam chleb masłem(pomijając, że nie miałam noża) położyłam na to szynkę, ser i pomidor. Wzięłam pierwszego gryza i powoli czułam jakbym cały dzień pracowała. To niemożliwe, że tak proste rzeczy mnie tak męczą. Bardzo wolno jadłam. 
   Posmarowałam kolejne dwie kanapki i ułożyłam ponownie w tym samym układzie. Dopiero teraz zrozumiałam jaka byłam głodna. Musiałam chwilę odpocząć zanim zaczęłam brać pierwszy gryz. Lekarz już wrócił i usiadł na krzesełku naprzeciw mnie.
-Powinnaś poleżeć tutaj jakiś czas.
-Nie, nic mi nie jest.
-Tak, czy tak musiałabyś przychodzić co tydzień na kontrolę. Uważam, że lepiej byłoby się oszczędzać. 
-Nie. Nic mi nie jest. - Spojrzał się na mnie nie pewnie.
-Jak wolisz, mimo tego że wolałbym się mieć pod kontrolą. Musisz pić dużo wody, leżeć, jeżeli palisz papierosy to przestań, o alkoholu już nie wspomnę i co najważniejsze dużo świeżego powietrza. Pamiętasz wszystko?
-Tak.
-A więc dobrze, widzimy się na co tygodniowej kontroli w Środę 13-ego.

Piątek 08.07
Po przyjściu od lekarza udało uniknąć mi się Louisa. Dziś miałam taki sam cel. Podniosłam z łóżka jeszcze obolałe nogi i przykuśtykałam w stronę koca i zabrałam go na balkon. Jak dobrze, że mama pomyślała o hamaku na moim balkonie. Gdy już ułożyłam  poduszki i koc próbowałam się na wiszącym hamaku położyć. Nie było to takie proste ale po kilkunastu próbach mi się udało. Od wczoraj leży tu zgrzewka wody którą kupił mi mój brat i bez słowa położył pod drzwiami. Nie raczył nic powiedzieć. Patrzyłam tak w ulice i dopiero teraz to zauważyłam. Kłócące się rodziny, zabiegani ludzie i zapatrzeni w telefony nastolatkowie. Rozmyślałam tak jakiś czas, aż ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Otwarte!
-Hej, nie chce ci przeszkadzać ale chciałem zapytać jak się czujesz...- To nie był Louisa głos, odwróciłam głowę i zobaczyłam  Theo.
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona.- A z resztę nie ważne- Wskazałam mu krzesło obok hamaka. Grzecznie usiadł.  Dobrze mieć kogoś komu się ufa w takiej chwili...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz