Uwaga!

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 12

   Patrzyłam się na chłopaka w ciszy przez długi czas. Nie czułam potrzeby na wielką rozmowę, a po za tym lekarz nie kazał mi się przemęczać, a wszystko mnie męczy. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale miejmy nadzieje, że to kiedyś przejdzie.
-Jak na razie jest dobrze, a ty jak się czujesz?-odwróciłam wzrok na ulicę. Nie wiem dlaczego, ale zaczęły mnie przytłaczać problemy innych osób. Jedna pani upadła na chodniku i prawie wszyscy się koło niej ustawili i tylko jedna osoba, próbowała jej pomóc. Biedactwo.
-Normalnie. Słyszałem, że byś w szpitalu...opowiesz mi wszystko?-zapytał, a ja cały czas czułam jego wzrok na sobie.
-Wtedy kiedy miałam iść z Nicole na tą jogę, poszliśmy jeszcze do mojego domu. Tam była mała ''awantura'' i później, gdy byliśmy w połowie drogi do celu ja, tak jakby zostawiłam ją samą i pobiegłam spory kawał bez przerw. Później zdałam sobie sprawy, że nie mam jedzenia przy sobie, a tam nie było żadnych sklepów, więc musiałam wrócić do miasta i znowu pobiegłam w tamto miejsce. Łącznie zrobiłam jakieś 60 km. Nie mogłam przejść już nawet kroku, więc ostatecznie zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam, żeby przyjechali. Jednak oni są w delegacji i prawdopodobnie będą do końca wakacji, został tylko Louis. Zgodziłam się na to. Na drugi dzień powiedziałam mu całą prawdę...mogłam tego nie mówić, ech. Po tym gdy już wszystko wiedział zemdlałam i obudziłam się w szpitalu. Na drugi dzień śnił mi się bardzo realistyczny sen. Louis był dla mnie niemiły i mówił, że tylko udawał takiego przejętego i to wszystko było pod media. Gdy się przebudziłam nie wiedziałam co się dzieje i nawrzeszczałam na niego bo myślałam, że to prawda była. Nie potrzebnie to robiłam   bo teraz się do mnie nie odzywa.-Wytłumaczyłam mu szybko nie powstrzymując już łez. Szlochałam i to głośno. Brak powietrza w płucach dawał we znaki, gdyż nieopanowany płacz i duszności się połączyły i nie wiedziałam co robić. -Mogłam mu wtedy nic nie mówić.-Dodałam. Poczułam jak chłopak mnie przytula i szepcze jakieś słówka. Wtuliłam się w niego i powoli starałam się uspokajać.
-Nie mów tak. Miałaś prawo, aby tak zareagować. Zniszczył ci prawie całe życie, a jak ten sen był realistyczny to na prawdę trudno się nie pomylić. -Mówił. Nadal płakałam, ale coraz mniej.-Pogodzicie się, nie martw się o to.-Dodał.
-Nie, nie chce tego.-Wydukałam.-Było lepiej, gdy udawałam, że mam go w dupie.
-Danielle...
-Nie chce go znać, ech. To wszystko jest takie skomplikowane.-Tym razem wyszeptałam, ledwie słyszalnie.
-Nie mów tak. Jesteście rodzeństwem i nie możecie siebie unikać. To normalne, że ciągle będziecie siebie ranić, ale kurczę Danielle wiesz dobrze, że ja i Nicole też święci nie jesteśmy. -Wahał się nad każdym słowem.
-Wiem.-Zaśmiałam się mimowolnie.
-Nie przejmuj się tym, musisz teraz dość do siebie. Śpij.-Powiedział z troską. Przykrył mnie kocem.
-Jesteś na prawdę wspaniałym przyjacielem.-Powiedziałam i zamknęłam oczy .
-Taaak.- Przeciągnął i poprawił niesforny kosmyk moich włosów i wyszedł zostawiając mnie samą w pokoju żebym mogła zasnąć.

Theo pov:
Wyszedłem z pokoju nie zamykając drzwi więc w razie czego mogę tam wrócić nie budząc jej. Ona tego nie zauważa ale ta kłótnia i jej stan zdrowia ją wykończą. Była blada jak trup a oczy miała podkrążone. Gdzieś w głębi mnie czuje że muszę jej pomóc. Zszedłem na dół, Louis nadal siedział przy stole z Harry'm albo z Liam'em, nie wiem, nie pamiętam który to który.
-Theo chodź! Przedstawię cie!- Machnął na mnie Lou kiedy mnie zauważył. Nie chciałem im przeszkadzać ale skoro sami chcą...- Piwa?
-Nie.
-To jest Harry. -No, byłem blisko.- Harry to jest Theo, brat Nikki. - Chłopak podniósł brew do góry.
-Miło mi.- Powiedział ale byłem pewny że to tylko z grzeczności. Nie wygląda na osobę z którą łatwo by się dało pogadać.
-Mi też.- Skinąłem głową bez przekonania. Z Louisem znaliśmy sie od dawna, ale nie śpieszyło mi się poznać jego zespół, nie te progi. 
-Byłeś u Danielle? Co u niej?
-Pogadamy o tym później, nie psujmy teraz atmosfery.
-Co u Nicole?- Co Harry'ego...tak? to interesuje?
-Dobrze, niedługo jedzie na wakacje.
-Sama?
-Nie, jadę z nią i jeszcze rodzice wiesz...- Zawsze uważałem że wyjazdy z rodzicami po 18 są takie idiotyczne.
-Może byśmy- Zaczął Louis.- wyjechali...- BUM! Spojrzeliśmy na siebie wystraszeni. Z góry doszedł nas głośny huk.
-Danielle!- Krzyknąłem i pobiegłem na górę pierwszy jednak Louis mnie wyprzedził.  Cała nasza trójka wpadła jak rakiety do jej pokoju a potem na jej balkon. Danielle leżała pod poprzekręcanym hamakiem.
-Co się stało?!- Chciałem pomóc jej wstać ale tak tylko dotknąłem  jej nóg wydarła się na całe gardło. Twarz całą miała z łzach
-Boli, tak bardzo kurwa boli!- Darła się przez łzy. Naprawdę cierpiała.
-Dzwoń po karetkę!- Rzucił jej brat a sam pomógł jej z Harrym jej wstać a raczej podnieść. Płakała z bólu. Powiedzieli mi przez telefon że ambulans będzie za ok. 7 minut.

*****

-Panie doktorze, i co z nią?
-Podaliśmy jej znieczulenie, to nic groźnego, może dziś wracać do domu. Po prostu jej nogi są teraz bardzo,  ale to strasznie bardzo delikatne i powinna uważać na wszystko. Upadek z hamaka dla niej jest, jak upadek z pierwszego, bądź drugiego piętra dla nas. Nawet lekkie dodknięcie może ją strasznie boleć. Tego nawet wyobrazić się nie da. Jeszcze dodatkowe badania, które nie są zbyt ciekawe. Danielle ma po prostu szczęście, że jeszcze żyje.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz