Danielle pov
Leżałam na sali już z trzy godziny, a ból stopniowo się zmniejszał. Nie wiem jaka ja musiałam być głupia i nieświadoma, aby tak ryzykować własnym życiem. Ja chyba posiadam wrodzonego pecha i nic, ale to nic tego nie zmieni. Od Theo wiem, że Louis siedzi przed salą, lecz nie chce tutaj wejść. Nie zamierzałam nawet go prosić o to.
Po wielu godzinach myślenia doszłam do wniosku, że nie powinnam dalej ingerować w jego życie. Znacznie lepiej było, gdy się nie odzywaliśmy, lub ja go raniłam. To jest śmieszne! Czemu nie mogę mieć jakiegoś normalnego życia, tylko zabawiam się w różne role i coraz to bardziej dziwniejsze scenariusze? Czemu to zawsze ja jestem ta najgorsza, która nie powinna żyć, bo tylko rani?
Straszny jest stan, gdy zaczynasz myśleć o swoich wadach i o tym, że nie powinieneś istnieć. Wiedziałam, że prędzej, czy później dopadnie mnie właśnie taki stan, ale nie miałam pojęcia, że to stanie się właśnie teraz.
Nigdy nienawidziłam popadać w depresje, czy w inne choroby psychiczne. Mój stan emocjonalny zawsze był na poziomie trzy, a pięć. Ciągle się waha. Gdy popadam w u góry wymienioną rzecz, mój stan automatycznie spada na zero.
Jakbym nie popadała regularnie w depresje-nigdy nie miałabym myśli samobójczych.
Tak na prawdę wiele osób popada w udawaną depresje. Jest coś takiego? Tak. Ludzie są osobami, które lubią kopiować. To znaczy, że robią wiele rzeczy dla fejmu. Myślą, że jak będą się ciąć, czy też głodzić, chodzić przygaszone, to będą popularne. Prawda jest taka, że jak zaczniemy robić z siebie fejmowego desperata to na prawdę wpadniemy w depresje. Kiedy czujemy, że ktoś zaczyna bardziej was szanować lub podzielać twój stan psychiczny-robisz wszystko, aby tylko dalej w to brnąć.
Depresja udawana jest wtedy, gdy bez powodu w nią popadamy. Dlaczego, lub czy musi być powód, aby wpaść w depresje? Z mojego punktu widzenia-musi być powód aby wpaść w depresje.
Czy normalna osoba, która ma wszystko: zgraną rodzinę, dobrych przyjaciół, wszystko o czym zapragnie, to czy taka osoba ma powód? Jedynie towarzystwo tą osobą kieruje. Hm, to samo jest z papierosami, czy alkoholem. Wiele osób pali lub pije, bo jego przyjaciel to robi i myśli, że to jest fajne, że na serio to pomaga. Co ma powiedzieć taka osoba, jak z wszystkiego zostaje z niczym? To już jest powód.
Na przykład siedemnastoletnia dziewczyna ma dobrze dogadującą się rodzinę i jedną najlepszą przyjaciółkę. Rodzice są bogaci i dają jej wszystko o czym tylko zapragnie. Nagle jeden z rodziców umiera, albo zaczyna pić i wyżywać się się na tej dziewczynie-to normalne, że ona wpadnie w depresje i będzie miała tego wszystkiego dość.
Ludzie, którzy wiedzą co to jest prawdziwa depresja-sądzą, że nikt nie powinien w nią wpaść. Nasz świat polega na tym, że gdy coś jest modne i możesz stać się popularny-zrobisz wszystko aby się przypodobać.
Są ludzie, którzy mają do siebie dystans i potrafią panować nad swoim życiem i układają je co do jednej rzeczy.
Pod wieczór przyszedł do mnie lekarz i powiedział, że mogę już wyjść. Nie odzywałam się później do nikogo. Nawet ochoty na to nie miałam. Gdy wyszłam z sali zauważyłam, że Louis i Theo rozmawiają ze sobą. Szłam w kierunku wyjścia.
-Danielle, czekaj! -Krzyknął podajże Theo, ale ja nadal nic nie powiedziałam. Wprawdzie co miałam sensownego powiedzieć? Że nie chce mi się już nic robić? Że to wszystko, ten ból, jest nie dla mnie? Że jestem tchórzem i boje się wszystkiego co mnie otacza? Że z odważnej kobiety- stałam się szarą myszką? Według mnie to nie miało sensu.-Jak się czujesz?-zapytał po chwili, gdy mnie dogonił.
-Żle- pomyślałam, lecz nie powiedziałam tego na głos.
-Jak nie chcesz, to nie odpowiadaj.-Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna, że zrozumiałeś o co mi chodzi!
Weszłam do samochodu Theo i ruszyliśmy. Leki nadal działają i fizycznie czułam się na prawdę dobrze. Lecz pogodna za oknem jeszcze bardziej mnie nurtowała-padał deszcz.
Ja z Theo siedzieliśmy z przodu, a Louis sam zaproponował, że będzie siedział z tyłu, więc mam większy wgląd w drogę.
Najbardziej interesowała mnie szyba, a na niej małe kropelki deszczu.
-Daleko-Musiałam chwile przerwać.-jeszcze?-powiedziałam to wszystko łamiącym się głosem nie zmieniając punktu, w który się patrzyłam.
-Dan.-Wiedziałam, że Theo się na mnie spojrzał i chciał wybadać co się dzieje, ale nawet to nie sprawiło u mnie ochoty, abym się odwróciła.-O co chodzi? Bo na pewno nie o ból.-Był stanowczy, ale ja nie odpowiedziałam. Nawet nie byłam pewna, czy to powiedział, czy mi się zdawało.
Depresja odpiera mi radość życia-jak i jego chęć prowadzenia.
-Danielle.-Ponowił próbę.
-Zapytałam o coś innego.-Starałam, aby mój głos nie drżał i przybrał najbardziej obojętny ton.
-Jeszcze z dwadzieścia minut. -Zrezygnował.
sobota, 29 sierpnia 2015
sobota, 8 sierpnia 2015
Rozdział 12
Patrzyłam się na chłopaka w ciszy przez długi czas. Nie czułam potrzeby na wielką rozmowę, a po za tym lekarz nie kazał mi się przemęczać, a wszystko mnie męczy. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale miejmy nadzieje, że to kiedyś przejdzie.
-Jak na razie jest dobrze, a ty jak się czujesz?-odwróciłam wzrok na ulicę. Nie wiem dlaczego, ale zaczęły mnie przytłaczać problemy innych osób. Jedna pani upadła na chodniku i prawie wszyscy się koło niej ustawili i tylko jedna osoba, próbowała jej pomóc. Biedactwo.
-Normalnie. Słyszałem, że byś w szpitalu...opowiesz mi wszystko?-zapytał, a ja cały czas czułam jego wzrok na sobie.
-Wtedy kiedy miałam iść z Nicole na tą jogę, poszliśmy jeszcze do mojego domu. Tam była mała ''awantura'' i później, gdy byliśmy w połowie drogi do celu ja, tak jakby zostawiłam ją samą i pobiegłam spory kawał bez przerw. Później zdałam sobie sprawy, że nie mam jedzenia przy sobie, a tam nie było żadnych sklepów, więc musiałam wrócić do miasta i znowu pobiegłam w tamto miejsce. Łącznie zrobiłam jakieś 60 km. Nie mogłam przejść już nawet kroku, więc ostatecznie zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam, żeby przyjechali. Jednak oni są w delegacji i prawdopodobnie będą do końca wakacji, został tylko Louis. Zgodziłam się na to. Na drugi dzień powiedziałam mu całą prawdę...mogłam tego nie mówić, ech. Po tym gdy już wszystko wiedział zemdlałam i obudziłam się w szpitalu. Na drugi dzień śnił mi się bardzo realistyczny sen. Louis był dla mnie niemiły i mówił, że tylko udawał takiego przejętego i to wszystko było pod media. Gdy się przebudziłam nie wiedziałam co się dzieje i nawrzeszczałam na niego bo myślałam, że to prawda była. Nie potrzebnie to robiłam bo teraz się do mnie nie odzywa.-Wytłumaczyłam mu szybko nie powstrzymując już łez. Szlochałam i to głośno. Brak powietrza w płucach dawał we znaki, gdyż nieopanowany płacz i duszności się połączyły i nie wiedziałam co robić. -Mogłam mu wtedy nic nie mówić.-Dodałam. Poczułam jak chłopak mnie przytula i szepcze jakieś słówka. Wtuliłam się w niego i powoli starałam się uspokajać.
-Nie mów tak. Miałaś prawo, aby tak zareagować. Zniszczył ci prawie całe życie, a jak ten sen był realistyczny to na prawdę trudno się nie pomylić. -Mówił. Nadal płakałam, ale coraz mniej.-Pogodzicie się, nie martw się o to.-Dodał.
-Nie, nie chce tego.-Wydukałam.-Było lepiej, gdy udawałam, że mam go w dupie.
-Danielle...
-Nie chce go znać, ech. To wszystko jest takie skomplikowane.-Tym razem wyszeptałam, ledwie słyszalnie.
-Nie mów tak. Jesteście rodzeństwem i nie możecie siebie unikać. To normalne, że ciągle będziecie siebie ranić, ale kurczę Danielle wiesz dobrze, że ja i Nicole też święci nie jesteśmy. -Wahał się nad każdym słowem.
-Wiem.-Zaśmiałam się mimowolnie.
-Nie przejmuj się tym, musisz teraz dość do siebie. Śpij.-Powiedział z troską. Przykrył mnie kocem.
-Jesteś na prawdę wspaniałym przyjacielem.-Powiedziałam i zamknęłam oczy .
-Taaak.- Przeciągnął i poprawił niesforny kosmyk moich włosów i wyszedł zostawiając mnie samą w pokoju żebym mogła zasnąć.
Theo pov:
Wyszedłem z pokoju nie zamykając drzwi więc w razie czego mogę tam wrócić nie budząc jej. Ona tego nie zauważa ale ta kłótnia i jej stan zdrowia ją wykończą. Była blada jak trup a oczy miała podkrążone. Gdzieś w głębi mnie czuje że muszę jej pomóc. Zszedłem na dół, Louis nadal siedział przy stole z Harry'm albo z Liam'em, nie wiem, nie pamiętam który to który.
-Theo chodź! Przedstawię cie!- Machnął na mnie Lou kiedy mnie zauważył. Nie chciałem im przeszkadzać ale skoro sami chcą...- Piwa?
-Nie.
-To jest Harry. -No, byłem blisko.- Harry to jest Theo, brat Nikki. - Chłopak podniósł brew do góry.
-Miło mi.- Powiedział ale byłem pewny że to tylko z grzeczności. Nie wygląda na osobę z którą łatwo by się dało pogadać.
-Mi też.- Skinąłem głową bez przekonania. Z Louisem znaliśmy sie od dawna, ale nie śpieszyło mi się poznać jego zespół, nie te progi.
-Byłeś u Danielle? Co u niej?
-Pogadamy o tym później, nie psujmy teraz atmosfery.
-Co u Nicole?- Co Harry'ego...tak? to interesuje?
-Dobrze, niedługo jedzie na wakacje.
-Sama?
-Nie, jadę z nią i jeszcze rodzice wiesz...- Zawsze uważałem że wyjazdy z rodzicami po 18 są takie idiotyczne.
-Może byśmy- Zaczął Louis.- wyjechali...- BUM! Spojrzeliśmy na siebie wystraszeni. Z góry doszedł nas głośny huk.
-Danielle!- Krzyknąłem i pobiegłem na górę pierwszy jednak Louis mnie wyprzedził. Cała nasza trójka wpadła jak rakiety do jej pokoju a potem na jej balkon. Danielle leżała pod poprzekręcanym hamakiem.
-Co się stało?!- Chciałem pomóc jej wstać ale tak tylko dotknąłem jej nóg wydarła się na całe gardło. Twarz całą miała z łzach
-Boli, tak bardzo kurwa boli!- Darła się przez łzy. Naprawdę cierpiała.
-Dzwoń po karetkę!- Rzucił jej brat a sam pomógł jej z Harrym jej wstać a raczej podnieść. Płakała z bólu. Powiedzieli mi przez telefon że ambulans będzie za ok. 7 minut.
-Jak na razie jest dobrze, a ty jak się czujesz?-odwróciłam wzrok na ulicę. Nie wiem dlaczego, ale zaczęły mnie przytłaczać problemy innych osób. Jedna pani upadła na chodniku i prawie wszyscy się koło niej ustawili i tylko jedna osoba, próbowała jej pomóc. Biedactwo.
-Normalnie. Słyszałem, że byś w szpitalu...opowiesz mi wszystko?-zapytał, a ja cały czas czułam jego wzrok na sobie.
-Wtedy kiedy miałam iść z Nicole na tą jogę, poszliśmy jeszcze do mojego domu. Tam była mała ''awantura'' i później, gdy byliśmy w połowie drogi do celu ja, tak jakby zostawiłam ją samą i pobiegłam spory kawał bez przerw. Później zdałam sobie sprawy, że nie mam jedzenia przy sobie, a tam nie było żadnych sklepów, więc musiałam wrócić do miasta i znowu pobiegłam w tamto miejsce. Łącznie zrobiłam jakieś 60 km. Nie mogłam przejść już nawet kroku, więc ostatecznie zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam, żeby przyjechali. Jednak oni są w delegacji i prawdopodobnie będą do końca wakacji, został tylko Louis. Zgodziłam się na to. Na drugi dzień powiedziałam mu całą prawdę...mogłam tego nie mówić, ech. Po tym gdy już wszystko wiedział zemdlałam i obudziłam się w szpitalu. Na drugi dzień śnił mi się bardzo realistyczny sen. Louis był dla mnie niemiły i mówił, że tylko udawał takiego przejętego i to wszystko było pod media. Gdy się przebudziłam nie wiedziałam co się dzieje i nawrzeszczałam na niego bo myślałam, że to prawda była. Nie potrzebnie to robiłam bo teraz się do mnie nie odzywa.-Wytłumaczyłam mu szybko nie powstrzymując już łez. Szlochałam i to głośno. Brak powietrza w płucach dawał we znaki, gdyż nieopanowany płacz i duszności się połączyły i nie wiedziałam co robić. -Mogłam mu wtedy nic nie mówić.-Dodałam. Poczułam jak chłopak mnie przytula i szepcze jakieś słówka. Wtuliłam się w niego i powoli starałam się uspokajać.
-Nie mów tak. Miałaś prawo, aby tak zareagować. Zniszczył ci prawie całe życie, a jak ten sen był realistyczny to na prawdę trudno się nie pomylić. -Mówił. Nadal płakałam, ale coraz mniej.-Pogodzicie się, nie martw się o to.-Dodał.
-Nie, nie chce tego.-Wydukałam.-Było lepiej, gdy udawałam, że mam go w dupie.
-Danielle...
-Nie chce go znać, ech. To wszystko jest takie skomplikowane.-Tym razem wyszeptałam, ledwie słyszalnie.
-Nie mów tak. Jesteście rodzeństwem i nie możecie siebie unikać. To normalne, że ciągle będziecie siebie ranić, ale kurczę Danielle wiesz dobrze, że ja i Nicole też święci nie jesteśmy. -Wahał się nad każdym słowem.
-Wiem.-Zaśmiałam się mimowolnie.
-Nie przejmuj się tym, musisz teraz dość do siebie. Śpij.-Powiedział z troską. Przykrył mnie kocem.
-Jesteś na prawdę wspaniałym przyjacielem.-Powiedziałam i zamknęłam oczy .
-Taaak.- Przeciągnął i poprawił niesforny kosmyk moich włosów i wyszedł zostawiając mnie samą w pokoju żebym mogła zasnąć.
Theo pov:
Wyszedłem z pokoju nie zamykając drzwi więc w razie czego mogę tam wrócić nie budząc jej. Ona tego nie zauważa ale ta kłótnia i jej stan zdrowia ją wykończą. Była blada jak trup a oczy miała podkrążone. Gdzieś w głębi mnie czuje że muszę jej pomóc. Zszedłem na dół, Louis nadal siedział przy stole z Harry'm albo z Liam'em, nie wiem, nie pamiętam który to który.
-Theo chodź! Przedstawię cie!- Machnął na mnie Lou kiedy mnie zauważył. Nie chciałem im przeszkadzać ale skoro sami chcą...- Piwa?
-Nie.
-To jest Harry. -No, byłem blisko.- Harry to jest Theo, brat Nikki. - Chłopak podniósł brew do góry.
-Miło mi.- Powiedział ale byłem pewny że to tylko z grzeczności. Nie wygląda na osobę z którą łatwo by się dało pogadać.
-Mi też.- Skinąłem głową bez przekonania. Z Louisem znaliśmy sie od dawna, ale nie śpieszyło mi się poznać jego zespół, nie te progi.
-Byłeś u Danielle? Co u niej?
-Pogadamy o tym później, nie psujmy teraz atmosfery.
-Co u Nicole?- Co Harry'ego...tak? to interesuje?
-Dobrze, niedługo jedzie na wakacje.
-Sama?
-Nie, jadę z nią i jeszcze rodzice wiesz...- Zawsze uważałem że wyjazdy z rodzicami po 18 są takie idiotyczne.
-Może byśmy- Zaczął Louis.- wyjechali...- BUM! Spojrzeliśmy na siebie wystraszeni. Z góry doszedł nas głośny huk.
-Danielle!- Krzyknąłem i pobiegłem na górę pierwszy jednak Louis mnie wyprzedził. Cała nasza trójka wpadła jak rakiety do jej pokoju a potem na jej balkon. Danielle leżała pod poprzekręcanym hamakiem.
-Co się stało?!- Chciałem pomóc jej wstać ale tak tylko dotknąłem jej nóg wydarła się na całe gardło. Twarz całą miała z łzach
-Boli, tak bardzo kurwa boli!- Darła się przez łzy. Naprawdę cierpiała.
-Dzwoń po karetkę!- Rzucił jej brat a sam pomógł jej z Harrym jej wstać a raczej podnieść. Płakała z bólu. Powiedzieli mi przez telefon że ambulans będzie za ok. 7 minut.
*****
-Panie doktorze, i co z nią?
-Podaliśmy jej znieczulenie, to nic groźnego, może dziś wracać do domu. Po prostu jej nogi są teraz bardzo, ale to strasznie bardzo delikatne i powinna uważać na wszystko. Upadek z hamaka dla niej jest, jak upadek z pierwszego, bądź drugiego piętra dla nas. Nawet lekkie dodknięcie może ją strasznie boleć. Tego nawet wyobrazić się nie da. Jeszcze dodatkowe badania, które nie są zbyt ciekawe. Danielle ma po prostu szczęście, że jeszcze żyje.
środa, 5 sierpnia 2015
Rozdział 11
Wracam do domu. Minęło już 2 dni, a Louis nie odezwał się do mnie przez ten czas ani razu, nie odbiera telefonów.Do Nikki nie mam co dzwonić, nie będę jej martwić tym wszystkim. Brawo Danielle znowu wszystko spieprzyłaś. Gdy schodziłam ze szpitalnych schodów nogi sprawiały nie mały problem. W sumie mogłam zostać jeszcze jeden dzień bo dopiero jutro przychodzą wyniki jakiegoś tam badania ale stwierdziłam, że jutro po prostu przyjdę je odebrać a dziś wrócę do domu. Czarna taksówka już na mnie czekała.
-Dzień dobry- Rzuciłam cicho do taksówkarza. Jacy ci ludzie mili, nie odpowiedział. Gdy już wsiadłam i powiedziałam adres, wyciągnęłam telefon z kieszeni. Nikt nie dzwonił. Ahh, co on ze mną robi? Oszaleje z tej niepewności! Dlaczego on gniewa się za coś nad czym nie miałam kontroli? Zapamiętaj Danielle, następnym razem ugryź się w język jak znowu wpadniesz na taki genialny pomysł. Żałosne, naprawdę żałosne. Ale dobrze, jeszcze jedna ulica i będę w domu. Przy odrobinie szczęścia mój brat będzie w domu. Poczułam nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Takie samo czułam wtedy kiedy byłam w gimnazjum i miałam wystąpić przed całą szkołą w przedstawieniu teatralnym, hahahaha, pamiętam jak Jones z 3b zrobił się cały czerwony i... no mniejsza z tym, to inna historia. Samochód zaparkował pod moją bramą, zapłaciłam mu i wyszłam z pojazdu ignorując małe ukucia w nogach. Według lekarza takie bóle mogą potrwać od 2 do 4 dni.
Wchodziłam po schodach i już po chwili je otwierałam. Jak nie chce się do mnie odzywać, to nie musi. Wzięłam wdech i wydech, po czym weszłam. Od razu poszłam z torbą na górę. Wchodzenie po schodach zaczęło mnie męczyć. Weszłam do pomieszczenia i w końcu rzuciłam rzeczy, kładąc się na łóżku.
-Dzień dobry- Rzuciłam cicho do taksówkarza. Jacy ci ludzie mili, nie odpowiedział. Gdy już wsiadłam i powiedziałam adres, wyciągnęłam telefon z kieszeni. Nikt nie dzwonił. Ahh, co on ze mną robi? Oszaleje z tej niepewności! Dlaczego on gniewa się za coś nad czym nie miałam kontroli? Zapamiętaj Danielle, następnym razem ugryź się w język jak znowu wpadniesz na taki genialny pomysł. Żałosne, naprawdę żałosne. Ale dobrze, jeszcze jedna ulica i będę w domu. Przy odrobinie szczęścia mój brat będzie w domu. Poczułam nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Takie samo czułam wtedy kiedy byłam w gimnazjum i miałam wystąpić przed całą szkołą w przedstawieniu teatralnym, hahahaha, pamiętam jak Jones z 3b zrobił się cały czerwony i... no mniejsza z tym, to inna historia. Samochód zaparkował pod moją bramą, zapłaciłam mu i wyszłam z pojazdu ignorując małe ukucia w nogach. Według lekarza takie bóle mogą potrwać od 2 do 4 dni.
Wchodziłam po schodach i już po chwili je otwierałam. Jak nie chce się do mnie odzywać, to nie musi. Wzięłam wdech i wydech, po czym weszłam. Od razu poszłam z torbą na górę. Wchodzenie po schodach zaczęło mnie męczyć. Weszłam do pomieszczenia i w końcu rzuciłam rzeczy, kładąc się na łóżku.
Szczerze miałam nadzieje, że spotkam Louis'a, ale jednak nie za bardzo chce się z nim widzieć. Wiedziałam, że jak pozna prawdę, to znowu coś się rozwali. Wiem, że źle zrobiłam tak reagując, ale czy ja nie miałam do tego prawa? Przecież przez prawie całe dzieciństwo bałam się, a teraz, gdy ten sen był tak realistyczny... Nie wiedziałam co się dzieje! Nie potrzebnie tak na niego nakrzyczałam, ale błagam! Myślałam, że wie jaka słaba jestem psychicznie.
Danielle! Uspokój się. Całe życie go unikałaś, dasz radę i teraz.-Pomyślałam, a raczej wywrzeszczałam w głowie.
Łzy zaczęły spadać po moich polikach, ale jednak nie miałam ochoty ich zetrzeć. Wdech, wydech. Powtarzałam te dwie rzeczy, które dopiero po dłuższej chwili zaczęły pomagać. Wstałam z trudem i podeszłam do biurka, z którego wyciągnęłam paczkę papierosów i zapałki. Będzie na prawdę ciężko, jak Louis będzie tutaj mieszkać. Zdecydowanie będę schodzić na dół, gdy na prawdę będę tego potrzebowała. Znaczy...Dopóki w pełni nie zregeneruje swoich mięśni. Wtedy mogę przez okno wychodzić. Wyjęłam jednego papierosa z paczki i odpaliłam go. Po chwili już dym rozkoszował moje płuca i umysł. Nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Powinnam przestać to robić. Gdyby nie to, że pobiegłam wtedy... Na pewno siedziałabym zdrowa u Nicole i nie zadręczała się Louis'em.
-On dla mnie nie istnieje, on dla mnie nie istnieje.-Powtarzałam w myślach. Jak tylko wydobrzeją mi nogi i będę mogła już normalnie chodzić na pewno będzie lepiej. Zagasiłam papierosa i poszłam po ciuchy na zmianę, po czym weszłam do łazienki i nalałam ciepłej wody do wanny. Zanurzyłam się w cieczy i po raz pierwszy od długiego czasu poczułam taką ulgę. Zamknęłam powieki zanurzając się w błogim stanie.
Gdy woda zaczynała robić się chłodna powoli wyszłam z wanny. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem i wypuściłam ciecz z wielkiego przedmiotu. Niechętnie ubrałam dresy i przydługi T-shirt. Raczej przez ból w nogach nie będę się zbyt często przebierać, bo nawet tak mała czynność stawia mi wielkie wyzwanie. W szpitalu nie mówili mi, że będę przemęczona, ale raczej to kolejny stan uboczny mojego głupiego wybryku.
Nicole. Nie wiem, czy powinnam się z nią na razie spotykać. Raczej powinnam odpocząć, a ona raczej jak w każdy początek wakacji wyjedzie za granice na dwa lub trzy tygodnie. Zapewne myśli, że pogodziłam się z Louis'em i chce dać nam trochę czasu dla siebie, dlatego nie pisze. Życie jest zbyt skomplikowane. Przecież dopiero co pogodziłam się z bratem i teraz znowu jesteśmy skłóceni. Może właśnie tak powinno być. Może nie dla nas jest życie w zgodzie? Nie wiem, ale jestem tego zdania, że nie powinnam się do niego odzywać.
-Danielle, dobrze robisz.-Powtarzałam po cichu słowa, które mówiłam w gimnazjum.Lepiej, gdybym znowu stała się dla niego niemiła.
Na początku, gdy 'przyjaźniłam' się z Louis'em też trudno było mi go ranić. Lecz teraz to jedyne wyjście z takiej sytuacji. Może lepiej go ignorować? Nie, jednak ranienie jest lepsze. Danielle...Oparłam się o miękką poduszkę i po chwili zasnęłam.
Obudziłam się parę godzin później. Nie pamiętam ile spała, ale chyba długo, gdyż słońce od dawna jest wysoko na niebie. Spojrzałam na zegarek, który znajduje się na szafce nocnej. 14:31. Zasnęłam wczoraj po 17, więc spałam bardzo długo, wręcz karygodnie długo...
Wstałam z łóżka i powoli biorąc wielki wdech i spokojny wydech wyszłam z pokoju. Przeszłam po schodach na parter i oddychałam gorzej od astmatyk po godzinnym maratonie.Uspokoiłam trochę oddech i weszłam do kuchni. Na moje nieszczęście Louis siedział z Harry'm przy stole. Ignorując ich podeszłam do lodówki i spojrzałam co tam się znajdowało.
-To w końcu się pogodziliście, czy nie?-zapytał loczek.
Zamknęłam lodówkę i ukroiłam sobie połówkę czerwonej papryki. Odłożyłam resztę i ugryzłam kawałek idąc do drzwi. Wyszłam z domu kończąc moje 'śniadanie'. Nie wiedziałam, czy zamówić taksówkę, czy iść się na nogach. Przeszłam kawałek drogi i gdy skręciłam w lewo nadjeżdżał akurat autobus, do którego wsiadłam. Zapłaciłam za bilet i po chwili go skasowałam. Usiadłam na krzesełku i czekałam, aż podjedzie najbliżej szpitalu. Nie chciałam tam wracać, lecz musiałam. Wielkie brawa Danielle!
Wysiadłam z pojazdu i pokierowałam się od razu do przychodni, do pokoju pielęgniarek.
-Dzień dobry, ja przyszłam po jakieś wyniki.-Powiedziałam, gdy usłyszałam ;proszę'.
-Jak się pani nazywa?-zapytała kruchym głosem, jedna z nich.
-Danielle Tomlinson.
-Chodź za mną.-Podniosła się i już po chwili szliśmy w jakimś kierunku. Jak się później okazało, był to pokój lekarzy. Po co ja tutaj idę? Chciałam się zapytać, ale otworzyła drzwi i zauważyłam tam lekarza, który mnie badał.-Usiądź.-Dodała i wyszła.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. Jak się czujesz?-zapytał, niby z uprzejmości. Tak, jak to lekarze muszą.
-Dobrze. Czy jest ten wynik, czegoś tam?
-Mhm, przyszedł niedawno.
-I coś wykazał? Głównie po to tutaj przyszłam.
-Jesteś bardzo odwodniona i z badań krwi wychodzi, że ma pani anemie, ale to bardziej mnie zaniepokoiło.
-Tak?
-Pani płuca zaczynają się zmniejszać w nie wiadomo jaki sposób. Nie jest to raczej astma, ani nic podobnego.
-Więc co to jest?
-Nie jestem w stu procentach pewien bo jeszcze nigdy nikt nie spotkał się z niczym podobnym.
-Na prawdę?
-Na prawdę, ale wierze, że samo przejdzie. Jak na razie nie powinnaś się przemęczać i najlepiej przez miesiąc uważać nie tylko na nogi, ale też na płuca. Znaczy się powinnaś cały czas się pilnować. Męczysz się szybko?
-Najbardziej, gdy schodzę lub wchodzę po jakichkolwiek schodach.
-Więc jak najbardziej ograniczaj chodzenie po schodach.
-Dobrze.
-Najlepiej jakbyś przez tydzień, góra dwa tygodnie odpoczywała, a później zaczynała powoli chodzić na półgodzinne spacerki. Tak, aby się nie zmęczyć, ale też żeby płuca miały świeży tlen i zaczęły się powiększać.
-Czyli jak na razie tyle?
-Tak. Na pewno dobrze się czujesz?
-Tak, tak.
-Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć.
-Niedawno wstałam i nie miałam ochoty jeść śniadania. Pewnie dlatego.
-Nie możesz zaniedbywać jedzenie. Poczekaj tutaj, a ja ci przyniosę coś do jedzenia.-Skończył i wyszedł. Nawet nie zdążyłam się sprzeciwić. Po chwili wrócił z talerzem z potrawą i ze szklanką z piciem. -Proszę, jedz smacznego. Ja za chwilkę wrócę i jeszcze chwilę porozmawiamy. -Przytaknęłam głową i wyszedł. Spojrzałam na mój posiłek, który okazał się trzema kanapkami z szynką(moją ulubioną) i z serem. Obok tego były cztery plasterki pomidora i trochę ogórka. Posmarowałam chleb masłem(pomijając, że nie miałam noża) położyłam na to szynkę, ser i pomidor. Wzięłam pierwszego gryza i powoli czułam jakbym cały dzień pracowała. To niemożliwe, że tak proste rzeczy mnie tak męczą. Bardzo wolno jadłam.
Posmarowałam kolejne dwie kanapki i ułożyłam ponownie w tym samym układzie. Dopiero teraz zrozumiałam jaka byłam głodna. Musiałam chwilę odpocząć zanim zaczęłam brać pierwszy gryz. Lekarz już wrócił i usiadł na krzesełku naprzeciw mnie.
-Powinnaś poleżeć tutaj jakiś czas.
-Nie, nic mi nie jest.
-Tak, czy tak musiałabyś przychodzić co tydzień na kontrolę. Uważam, że lepiej byłoby się oszczędzać.
-Nie. Nic mi nie jest. - Spojrzał się na mnie nie pewnie.
-Jak wolisz, mimo tego że wolałbym się mieć pod kontrolą. Musisz pić dużo wody, leżeć, jeżeli palisz papierosy to przestań, o alkoholu już nie wspomnę i co najważniejsze dużo świeżego powietrza. Pamiętasz wszystko?
-Tak.
-A więc dobrze, widzimy się na co tygodniowej kontroli w Środę 13-ego.
-Jak wolisz, mimo tego że wolałbym się mieć pod kontrolą. Musisz pić dużo wody, leżeć, jeżeli palisz papierosy to przestań, o alkoholu już nie wspomnę i co najważniejsze dużo świeżego powietrza. Pamiętasz wszystko?
-Tak.
-A więc dobrze, widzimy się na co tygodniowej kontroli w Środę 13-ego.
Piątek 08.07
Po przyjściu od lekarza udało uniknąć mi się Louisa. Dziś miałam taki sam cel. Podniosłam z łóżka jeszcze obolałe nogi i przykuśtykałam w stronę koca i zabrałam go na balkon. Jak dobrze, że mama pomyślała o hamaku na moim balkonie. Gdy już ułożyłam poduszki i koc próbowałam się na wiszącym hamaku położyć. Nie było to takie proste ale po kilkunastu próbach mi się udało. Od wczoraj leży tu zgrzewka wody którą kupił mi mój brat i bez słowa położył pod drzwiami. Nie raczył nic powiedzieć. Patrzyłam tak w ulice i dopiero teraz to zauważyłam. Kłócące się rodziny, zabiegani ludzie i zapatrzeni w telefony nastolatkowie. Rozmyślałam tak jakiś czas, aż ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Otwarte!
-Hej, nie chce ci przeszkadzać ale chciałem zapytać jak się czujesz...- To nie był Louisa głos, odwróciłam głowę i zobaczyłam Theo.
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona.- A z resztę nie ważne- Wskazałam mu krzesło obok hamaka. Grzecznie usiadł. Dobrze mieć kogoś komu się ufa w takiej chwili...
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona.- A z resztę nie ważne- Wskazałam mu krzesło obok hamaka. Grzecznie usiadł. Dobrze mieć kogoś komu się ufa w takiej chwili...
sobota, 1 sierpnia 2015
Rozdział 10
Nie mogłam się ruszać, ani nic robić. Przytłaczało mnie to, gdyż panująca w szpitalach atmosfera była strasznie nudna. Cały czas się leży na tych łóżkach i co? Nic. Szczerze nie powinnam tam marudzić, gdyż mogło być gorzej, ale no błagam! Musi coś się zaraz stać, albo wyląduje w kostnicy z nudów! Ciekawiła mnie też jedna rzecz. Louis nie opuścił mnie nawet na sekundę. Ciągle przy mnie siedzi i mimo, że się nie odzywa to i tak tutaj jest. Myślałam, że mu w ogóle na mnie nie zależy. Żałuje, że ma taką siostrę, ale nie. On przebywa w tej samej sali szpitalnej co ja, obok mnie. Wprawdzie trochę dziwnie się czuje bo nigdy nie byliśmy tak długo w jednym miejscu, razem. Lecz zasady są po to, aby je łamać, prawda?
-Louis?-zapytałam lekko, a chłopak spojrzał się na mnie.
-Tak?-przybliżył krzesło do łóżka.
-Nudzi mi się.-Zaśmiał się. -To nie jest śmieszne. Nie ma nic co można byłoby zrobić. -Jęknęłam niezadowolona.
-To prawda, ale niedługo stąd wyjdziesz i nie będzie tak nudno.-Podrapał się po karku niezdecydowany i zakłopotany.
-Kiedy stąd wyjdę?-westchnęłam poprawiając lekko na łóżku. Leki zaczęły działać, więc nie czułam takiego potwornego bólu, ale te materace były takie twarde, że nie dziwie się, że trzeba leków, aby znieczulić ból. To jest dziwne. Dobra Danielle nie wchodź w ten temat niepotrzebnie.
-Może jutro. Danielle na prawdę tego nie wiem.-Odparł jeszcze bardziej zmieszany. Po raz kolejny jęknęłam niezadowolona.
-Jesteś sławny weź ich jakoś przekup.-Podsunęłam.
-Danielle!
-No co?-zaśmiałam się.-Dobry pomysł.
-Nie przekupię nikogo! Możesz tutaj siedzieć nawet miesiąc, gdy będziesz musiała. Masz mi wyzdrowieć. -Uparł się.
-Lou, no proszę. Nudzi mi się!-zrobiłam skrzywdzoną minę.
-Nie, Danielle. Nie będę ryzykować.-Przewróciłam oczami, a później przeniosłam się na drugi bok.
-Nie obrażaj się na mnie, Danielle.-Czułam się tak, jakby się tym przejął. Czym?
-Nie mam co robić, to chociaż pozwól mi spać. Może zabije jakoś ten czas.-Wyszeptałam na tyle głośno, aby chłopak mógł to usłyszeć.
-Dobranoc skarbie.
-Dobranoc.
Nie mogłam przez chwilę usnąć, ale po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza. Nienawidziłam tego uczucia odpływania. Czułam się wtedy taka bezbronna. Danielle, uspokój się. Nie jesteś bezbronna. Na pewno nie teraz...
-Louis?-zapytałam lekko, a chłopak spojrzał się na mnie.
-Tak?-przybliżył krzesło do łóżka.
-Nudzi mi się.-Zaśmiał się. -To nie jest śmieszne. Nie ma nic co można byłoby zrobić. -Jęknęłam niezadowolona.
-To prawda, ale niedługo stąd wyjdziesz i nie będzie tak nudno.-Podrapał się po karku niezdecydowany i zakłopotany.
-Kiedy stąd wyjdę?-westchnęłam poprawiając lekko na łóżku. Leki zaczęły działać, więc nie czułam takiego potwornego bólu, ale te materace były takie twarde, że nie dziwie się, że trzeba leków, aby znieczulić ból. To jest dziwne. Dobra Danielle nie wchodź w ten temat niepotrzebnie.
-Może jutro. Danielle na prawdę tego nie wiem.-Odparł jeszcze bardziej zmieszany. Po raz kolejny jęknęłam niezadowolona.
-Jesteś sławny weź ich jakoś przekup.-Podsunęłam.
-Danielle!
-No co?-zaśmiałam się.-Dobry pomysł.
-Nie przekupię nikogo! Możesz tutaj siedzieć nawet miesiąc, gdy będziesz musiała. Masz mi wyzdrowieć. -Uparł się.
-Lou, no proszę. Nudzi mi się!-zrobiłam skrzywdzoną minę.
-Nie, Danielle. Nie będę ryzykować.-Przewróciłam oczami, a później przeniosłam się na drugi bok.
-Nie obrażaj się na mnie, Danielle.-Czułam się tak, jakby się tym przejął. Czym?
-Nie mam co robić, to chociaż pozwól mi spać. Może zabije jakoś ten czas.-Wyszeptałam na tyle głośno, aby chłopak mógł to usłyszeć.
-Dobranoc skarbie.
-Dobranoc.
Nie mogłam przez chwilę usnąć, ale po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza. Nienawidziłam tego uczucia odpływania. Czułam się wtedy taka bezbronna. Danielle, uspokój się. Nie jesteś bezbronna. Na pewno nie teraz...
-Dan- Usłyszałam głos mojego brata. Podniosłam uśpione powieki.
-Hm?
-Obudź sie. jeszcze dziś wieczorem wyjdziesz że szpitala.
-Żartujesz?!
-...Myślałem że chciałaś stąd wyjść...
-No pewnie! Koniec tej nudy!- Lou zaśmiał sie a pielęgniarka pomogła mi wstać i spakowała
moje rzeczy.
-Jak to załatwiłeś?
-Użyłem moich znajomości.- Przecież mówił że nigdy tego nie zrobi... no ale mniejsza.
Dojechaliśmy do domu, w końcu.
- Poczekaj na mnie w salonie. Musimy porozmawiać.
-Uh, jasne.
Wziął moje rzeczy ze szpitala a ja poszłam w kierunku drzwi. Drzwi były otwarte. Jak to?
Weszłam do salonu, o dziwo nie miałam żadnych utrudnień z chodzeniem.
-Słuchaj, - Zaczął.- Nie chce już nigdy widzieć takich akcji. Jestem twoim cholernym bratem i mam obowiązek cie pilnować.
-Co?
-Tyle czasu spędziłem siedząc przy tobie tam w szpitalu...- Powiedział bardzo chłodnym głosem, jak by miał wyrzuty.
-Nikt ci nie kazał...- Nie dokończyłam bo przerwał mi w pół słowa.
-Ale musiałem to zrobić dla reputacji! Co by pisało w gazetach jak bym tego nie zrobił?!
-Ty... To... wszystko udawałeś?
-Oczywiście! Myślałaś że zależy mi na tobie i na tym żebyśmy sie pogodzili?
-Ty chuju! Ty chuju!! Nie chce cie znać!!
-Danielle? Wszystko w porządku?- Ktoś szarpnął mnie za ramie. Odwróciłam sie i zobaczyłam jego. Mojego pseudo brata. Zebrałam siły i krzyknęłam tak że usłyszeli mnie ludzie na korytarzu.
-TY IDIOTO! WYJDŹ STĄD NATYCHMIAST! NIE CHCE CIE ZNAĆ!- Na jego twarzy pojawiło sie przerażenie. Pielęgniarka wbiegła do sali z prędkością światła.
-Co sie dzieje?! - "On" nadal nic nie mówił. Co za ironia bo jeszcze chwile temu miał dużo do powiedzenia. Spojrzałam zabijającym wzrokiem na kobietę.
-Zabierz go stąd!- Zmarszczyła brwi i odwróciła sie do "niego" już nigdy nie wymówie jego imienia.
-Przepraszam, musi pan wyjść...
-Ale... ja...- Był w szoku.
-Prosze mi nie utrudniać.- Skinął głową i wyszedł. Gdy emocje opadły zauważyłam coś bardzo istotnego. Dlaczego wyprowadziła go PIELĘGNIARKA? Byłam w domu tak? jeszcze przed chwilą tam byłam. Więc jak to możliwe że jestem w szpitalu?! i jeszcze... On mnie obudził a nie spałam. Moment... No nawet tak nie myśl! chociaż... nie to nie możliwe! JA SPAŁAM?! To tylko sen do cholery?! .... Co ja najlepszego zrobiłam? O Boże. Sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Oby był jeszcze w szpitalu. Jak mogłam pomylić sen z jawą? 1 sygnał... 2 sygnał... 3sygnał... Odbierz!....
-Siemka! Sorry że nie odbieram ale jestem zajęty... albo po prostu nie chce z tobą rozmawiać. Zadzwoń potem. -Włączyła sie automatyczna sekretarka. Świetnie. Nie czekałam jednak długo bo chwile potem oddzwonił .
-Danielle! co Ci sie stało? - Opowiedziałam mu wszystko.
-I naprawde mi przykro! ... Louis? Halo? Jesteś tam? - Cisza, wiedziałam że sie nie rozłączył bo słyszałam jego oddech... - Odezwij sie no!- PIK PIK PIK... co? zerwał połączenie? Ale dłaczego? Mój telefon zawirował. to sms od Louisa. Zamurowało mnie. Nie sądziłam że tak to odbierze...
Subskrybuj:
Posty (Atom)