Uwaga!

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 5

 "Pamiętaj, 
że raz stracone zaufanie,
cholernie trudno odzyskać."

 Obudziły mnie promienie słońca, które przedostawały się do moich oczu przez szpary w gałęziach. Niechętnie usiadłam na co dawały się znaki zakwasów w nogach.
-No pięknie chyba jakoś muszę wrócić do domu.-Odparłam gdy próbowałam poruszyć jedną nogą.-Auć.-Syknęłam, gdy poczułam ból. Miałam dwie opcje. Pierwsza do postarać się wrócić do domu, lecz to na starcie odpada. Druga to zostać tutaj na jeszcze jeden dzień, lecz niestety z tego też musiałam zrezygnować ponieważ mój telefon miał za mało baterii w razie gdybym potrzebowała pomocy. Wyjęłam ten złom z plecaka i wybrałam numer mamy. Po paru sekundach usłyszałam jej przejęty głos.
(Rozmowa telefoniczna zostanie uformowana w cudzysłów)
-''Kochanie gdzie ty jesteś?'' -Mama wyraźnie już traciła głowę z powodu mojego nagłego zniknięcia. Każda matka zachowałaby się w ten sposób tylko nie ona. Pewnie coś podejrzewała. Danielle to tylko twoje fantazje.
-''Em przyjedziecie po mnie? Nie mogę chodzić''- Powiedziałam nie zważając na zadane przed chwilą pytanie. Czułam się fatalnie, ponieważ to w jakimś sensie jest dla mnie upokorzenie, ale nie mogę ryzykować kolejnego dnia tutaj ponieważ telefon to najważniejsza rzecz pod słońcem, a jedzenie i picie, które wczoraj kupiłam starczy mi zaledwie do południa nie patrząc na to, że jestem cholernie głodna po tym całym bieganiu.
-'' Boże..Danielle co się stało?''- Kolejne bezsensowne pytanie wydobyło się ze słuchawki.
-''Po prostu niech ktoś przyjedzie po mnie''-Dalej byłam pewna swojego.
-''Ja z tatą nie możemy bo jesteśmy na kilkudniowej delegacji. Powiedz gdzie to zadzwonię do Louisa.''-Gdy tylko usłyszałam co mnie czeka od razu zaczęłam się sprzeciwiać, dopóki nie pisnęłam z bólu.
-''Dobra niech przyjecie. Jestem na polu około 25 kilometrów od domu babci. ''-Powiedziałam kładąc się powoli czując ulgę, gdy moje nogi przestawały uciskać się.
-''Co ?! Przecież to jest ponad 40 kilometry od domu jak ty tam się znalazłaś? Boże dziecko nic ci, nic nie zrobił?''-Jej pytanie zwaliło mnie z tropu. Że co? Dwa miasta? A no tak, ja biegłam przez ciemny las przez skróty i dlatego przebiegłam jakieś 20 kilometrów zamiast 40 kilosów, ale autem nie można jechać przez skróty, więc sobie poczekam. Super.
-''Dobra niech szybko przyjedzie bo nie wytrzymam''-Odparłam kolejny raz sycząc z bólu. Rozłączyłam się i postanowiłam jakoś zejść z tego drzewa co nie było łatwe. Dopiero po ładnych paru minutach udało mi się i w końcu siedziałam na miękkiej, zielonej trawie. Tym razem to koc posłużył jako poduszka i w końcu mogłam się zrelaksować biorąc do ust lekko ciepłą bułkę. Gdy już w spokoju się najadłam położyłam się wygodniej i postanowiłam, że spróbuje zasnąć.
 -Danielle! -Usłyszałam czyjś krzyk na co otworzyłam nadal zaspane powieki. Było już strasznie ciemno. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Gdzieś w oddali zauważyłam ciemną sylwetkę mojego starszego brata. Nie wiedziałam, że podziękuje Boku, że go tutaj widzę.
-Jestem tutaj! -Odkrzyknęłam powoli podnosząc się z zimnej już ziemi, lecz gdyby nie drzewo na pewno wylądowałabym ponownie na poprzednim miejscu.
-Boże, Danielle co się stało?-odparł łapiąc mnie, gdy tylko miałam ponownie upaść.
-Nic chce do domu.-Odpowiedziałam ziewając i już nie walczyłam. Wziął mnie na ręce, jak małe dziecko i zaniósł do pojazdu. Później wrócił po moje rzeczy.
-Dziewczyno co ci przyszło do głowy?-powiedział odpalając silnik. Ja tylko powiedziałam żeby dał mi spokój bo nie mam siły.
 -Dlaczego ty taka jesteś?-usłyszałam ponownie ten ochrypły ton jego głosu. Czy on nie może zrozumieć, że ledwo mówię ? 
-Pytałeś się już o to, uzyskałeś odpowiedź czego ci więcej.Jeżeli chcesz wiedzieć co innego to wymyśl to- Rzuciłam, a raczej wysyczałam resztkami sił w jego stronę. 
-Kurwa Danielle! - Krzyknął a ja kończącymi się już siłami opadłam na fotel opierając się wygodnie o szybę, próbowałam zasnąć. -Kurdę nie rozumiem już niczego. Przecież jeszcze tak niedawno byliśmy przyjaciółmi, a teraz nawet nie wiem co źle zrobiłem.-Wkurzony walnął dłonią o kierownice. -Kocham cię i zawsze cholernie bałem się ciebie stracić, ale widzę, że już za późno.- kontynuował dalej, a moje serce zaciskało się w małą kulkę. -Proszę, chce tylko wiedzieć dlaczego? Proszę - Skończył, a ja zerknęłam w jego stronę. Trochę byłam zakłopotana, gdy zauważyłam, że po jego poliku spływają łzy, lecz nie miałam siły odpowiedzieć.
Louis pov:
 Powoli już traciłem nadzieje, że będę miał takie same relacje z Danielle, jak kiedyś dlatego też gdy trzymałem ją za ręce  i patrzyłem jak ona słodko śpi poczułem w pewien sposób ulgę. Dawno nie czułem takiego szczęścia.  Mimo, że przez ostatnie miesiące, a nawet lawet lata za każdym razem mnie raniła.
Za każdym razem gdy mówiła że nienawidzi. W końcu przełamała się. Boże jak ja ją kocham, jak prawdziwy brat! Dla niej zrobił bym wszystko... kochana. Gdybym tylko wiedział czym ją zraniłem, czym skrzywdził, naprawiłbym to... o ile da się to naprawić. Tak cholernie chciałbym to naprawić. Całymi nocami przed zaśnięciem modle się żeby znowu było tak samo. Żebyśmy znowu mogli się razem bawić. Louis z tym się za daleko posunąłeś. Nie masz już 5 latek.-skarciłem swój wiek w myślach i ponownie spojrzałem na drogę. Nie wiedziałem jak ona się tutaj znalazła? Przecież to 40 km od domu, a jeszcze wczoraj widziałem ją jak była w sklepie, dopóki Harry tego nie spierdolił. Baran nie wie kiedy musi trzymać tą swoją jadaczkę. Może biegła całą noc? Ale to nie realne po co miałaby tak to dzwonić?
-Louis przystopuj z tymi myślami -szepnąłem do siebie mając nadzieje, że to podziała, ale nadal nie potrafiłem opanować tych myśli. Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Co ja mogłem zrobić źle i tego nie pamiętać? Może byłem wtedy pijany?
Louis stop..
Próbowałem bez skutku panować nad tokiem myśli związanym z moją kochaną siostrzyczką.
-Mam jebaną nadzieje. Kurwa. Jebną nadzieje, że wszystko będzie jak dawniej! -wyszeptałem sam do siebie wściekle. Spojrzałem kątem oka na dziewczynę.. Spała tak słodko, a przez moją głowę przeszła myśl..Jak ona zareaguje na wiadomość, że ponownie się przeprowadzam do naszego wspólnego domu i, że znowu będziemy dzielić ten sam dom...


Danielle pov.
Światło... Cholera, boli. Okej próbuje jeszcze raz. Po raz kolejny spróbowałam otworzyć oczy i znowu ten sam ból przez ostre światło. Kto do cholery nie rozłożył rolet?!  Gdy  opanowałam otwieranie oczu zajęłam sie zmienianiem pozycji.  Ruszyłam  nogą. Przeszywający ból przeszedł niczym prąd przez moje ciało.      -Danielle? Nie ruszaj sie! Jeszcze nie doszłaś do siebie!- Nie odpowiedziałam ale jemu to nie przeszkodziło. Kontynuował. - musimy porozmawiać, usiądź wiec wygodnie... a no tak.. 
 - Po prostu mów.- Skróciłam.
- Nie do końca mogę tak po prostu powiedzieć... Wiem, że sie kłócimy
-Możesz w końcu się wysłowić? - powiedziałam znudzona jego jąkaniem się. Nie miałam siły na nic. Kompletnie na nic. Nogi mnie tak bolały jak nigdy a brzuch, uda i ręce dają znak, że mogłam nie ryzykować życia na moje zachcianki. Na dodatek chce mi się cholernie pić jak nigdy. Dosłownie.
-Ym Danielle..-Zaciął się. Zamknąłem powieki powstrzymując napad złości. Nie chciałam w takim momencie nikogo ranić. Co się ze mną dzieje ? - No bo razem z mamą uzgodniliśmy, że lepiej będzie jeżeli znowu się tutaj wprowadzę.- powiedział na jednym wdechu zdanie, które zawaliło już mój humor kompletnie. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej ignorując przerażającej wielkości ból w każdej części mojego ciała.
-Co ?! -Krzyknęłam resztką sił hamując niepohamowane jęknięcie. - Jak to uzgodniliście bez mojego zdania?! Świetnie czyli ja już nie mam nic do gadania?! Nie, Louis.. Lepiej wyjdź bo już dłużej nie wytrzymam, a nie mam ochoty na jakąkolwiek kłótnie.-Powiedziałam cholernie stanowczo spoglądając w jego niebiesko-szarawe tęczówki widząc jako przez nie przelatuje strach i smutek. Tak można to tak ująć. -proszę, wyjdź! - Krzyknęłam ponownie na co on skrzywił się i podniósł się z mojego łóżka.
-Przepraszam. Źle to zabrzmiało. Ja tak naprawdę nie miałem tutaj nic do powiedzenia. Mama tak zdecydowała. Myślała, że dzięki temu poprawią się nasze relacje. Też miałem nadzieje, ale jednak na marne. Jeżeli będziesz czegoś potrzebować zawołaj mnie. -Mówił a po jego policzkach płynęły słone łzy. Serce zacisnęło mi się w małą kulkę, gdy ilustrowałam sylwetkę mojego brata wychodzącego z mojego pokoju ze spuszczoną głową. Płaczącego. Nienawidzę siebie. Nienawidzę siebie dlatego, że nie potrafię mu wybaczyć tego co zrobił. Nie potrafię, a może raczej nie chce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz