Uwaga!

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 6



Zastanawiałam się nad tym jeszcze chwilkę, gdy nagle poczułam ostre pieczenie w gardle sygnalizujące, że potrzebuje dużej ilości wody. Niechętnie. A raczej cholernie wolno i ciężko podniosłam się czując ostry ból. Oparłam swoją dłoń o szafkę nocną usiłując stanąć na własnych nogach, ale jednak ponownie złapałam przedmiot. Bardzo powoli kierowałam się w stronę drzwi podtrzymując tym swoje ciało ścianą. Gdy przeszłam przez duże jasno-brązowe wrota przeklęłam w duchu, że ten dom ma schody, a ja akurat mam pokój u góry. Za każdym krokiem dusiłam ciche jęki powodowane mocnym, pulsującym kopniakiem w niezmiernie wielką część ciała.
Stanęłam ciężko oddychając
Stałam ciężko oddychając. Westchnęłam wiedząc, że czeka mnie coś gorszego, a mianowicie-schody.. Jeden stopień i przeniesiony ciężar ciała na lewą nogę. Syknęłam  niespodziewanie starając się zapomnieć o bólu. Zamknęłam oczy i trzymając się oparcia starałam się zejść.drugi.trzeci.czwarty.piąty. szósty i przy tym był największy problem. Gdy tylko na nim stanęłam ugięły sie pode mną kolana, cudem nie upadłam.  Zamknęłam oczy z bólu... i wtedy usłyszałam dziwny dźwięk coś jakby  płacz, przecież nikogo nie ma w domu oprócz.. no tak oprócz Lou jeszcze jest... ale on by nie... o cholera. Zeszłam ostatkami sił na dół. Zobaczyłam go. Siedział na kanapie z twarzą w dłoniach. Tak, płakał. Przeze mnie. Poczułam sie okropnie. 
 -Louis? Wszystko w porządku?- Nie zareagował - Louis?
- jest dobrze... naprawdę.
- Kurwa Louis mam oczy i widze. Przepraszam za to jaka byłam...- Słowa ledwie przechodziły mi przez gardło. Gdy podniósł głowe i zobaczyłam jego czerwone oczy od płaczu natychmiast zapomniałam o pragnieniu picia .nie wytrzymałam -Oh Lou- Rozpłakałam sie. On w sekundzie znalazł sie przy mnie i mocno przytulił
-Dan, nie płacz, za bardzo cię kocham żeby ci na to pozwolić
 - Tak bardzo przepraszam... - Łkałam  wtulając się w jego tors.
- Nie przepraszaj. - W jednej chwili poczułam jak odrywam sie od ziemi. Lou zaniósł mnie na kanapę.
- Napijesz się? - pragnienie wody nasiliło sie.
- Tak. - Powiedziałam ledwie słyszalnym głosem- Co z Nikki?
-A co ma być?
-No nie było między nami.
-Nie mówiła mi nic.
-Ahh...
-Wybaczy ci. Jestem pewien że zrozumie.
-Ostatnio ze mnie niezła suka.
-Nie mów tak.- Nie miałam siły sie kłócić.
Nicole.

http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=155321721

-Świetnie.- Powiedziałam sama do siebie stoją przed lodówką na której była przyczepiona karteczka z napisem: 
Baw sie dobrze, wracamy jutro wieczorem. Musieliśmy pojechać do cioci bo się gorzej poczuła. Musisz zrobić zakupy pieniądze są na stole w drugim pokoju, a i nie zapomnij  posprzątać, bo 
jak wrócimy będziemy zmęczeni.
Buziaki,
Mama i tata.
Otworzyłam lodówkę no i faktycznie było trzeba zrobić zakupy. Pobiegłam do swojego pokoju i wskoczyłam na wagę. Ze zniecierpliwieniem czekałam, aż pokaże wynik. 55. Źle, bardzo źle. Mam... pakt?  z rodzicami, że jeżeli nie przytyje to rodzina sie dowie o mojej anoreksji. Zeszłam z wagi i ubrałam sie w luźną bluzkę tak żeby nie było widać tego, że jestem tak chuda a do tego leginsy. Założyłam kolczyki przed lustrem a potem związałam włosy w luźny kucyk. Do torby wrzuciłam telefon, pieniądze i małą butelkę wody.  Wychodząc założyłam szare vansy i byłam gotowa.
 Wyszłam z mieszkania zamykając go dokładnie na klucz. Szłam w kierunku mojego ulubionego marketu mimo, że rzadko tam przebywałam lubiłam go. Moje myśli były skierowane w stronę Danielle. Dziwiło mnie jej zachowanie, a tym bardziej jej zachowanie w stosunku do swojego brata. Może i ja nie mam zajebistych relacji z Theo, ale jednak nie jestem... Nie jest moim wrogiem, a Dan zachowuje się przynajmniej tak jakby on odebrał jej najlepszemu przyjacielowi życie.Nigdy jej nie rozumiałam tak do końca. No ale ogarnij sie! To nie koniec świata. Po 15 minutach byłam w środku sklepu. Szłam przez dział ze słodyczami i od razu na myśl nasunęło mi się żeby kupić coś, Moja mama jest naprawdę zdolna do wszytkiego, bez problemu mogłaby powiedzieć całej rodzinie o tym, że kiedyś byłam anorektyczką... To był straszny czas. Włożyłam do koszyka 2 batony. Nie za dużo? A może za mało? -Apetycik wzrósł?- Uszyłałam czyiś głos i odwróciłam sie. Harry. Czy on właśnie miał na myśli to, że jestem gruba? To niemożliwe. waze przecież 55 kg...

-Nie rozumiem o co ci chodzi?-spytałam zdezorientowana wkładając do koszyka zawartość i nie zwracając na niego uwagi ruszyłam w stronę jogurtów.

-Wyglądasz na osobę, która w ogóle nie je.-Odpowiedział, a mi pogorszył się humor na myśl o mamie.

-To moja sprawa co, kiedy i jak jem, więc się nie wtrącaj-Warknęłam na niego biorąc maślankę czekoladową. Próbowałam powstrzymać złość, która w jednej chwili opanowała każdy zakamarek mojego ciała dosłownie tak jak Danielle po alkoholu. Nic uspokój się... -Widzę, że humorek jak przyjaciółeczka.-Zaśmiał się, a ja nie wytrzymałam i odwróciłam się w jego stronę z zaciśniętym mocno koszykiem w dłoni. Jedyna wolną ręką, czyli prawą dźgnęłam go w żebra tak, że cofnął się. 
-Możesz się zająć swoim życiem łaskawie? Kurwa o co ci chodzi z moją przyjaciółką? -syknęłam w jego stronę i kontynuowałam wypowiedź.-Jeżeli ci się nudzi to lepiej odejdź ode mnie bo jeszcze słowo o Danielle, a przysięgam nie skończy się to dla ciebie dobrze.-Zagroziłam mu po czym ponownie kierowałam się w przeciwną stronę-Dział z napojami. To chyba mój ulubiony patrząc na to, że uwielbiam pić różne napoje, czy też naturalną wodę. 
-Widzę, że nieźle się dobraliście-Usłyszałam niski ton głosu chłopaka w lokach.
-Jesteśmy przyjaciółmi. To normalne, że siebie bronimy.-Powiedziałam łagodnie biorąc mój ulubiony sok pomarańczowy .
-Według mnie to nie jest normalne. -Zdziwiona spojrzałam na niego spod byka -No wiesz. Rozumiem, że się przyjaźnicie, ale nie każdy się broni..-Drążył dziecinnie temat, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię z jego głupoty.
 -My. Jesteśmy.Prawdziwymi.Przyjaciółkami-Wysycałam po czym sama z siebie zaczęłam się śmiać.
-Chodzi mi o to, że owszem są osoby fałszywe i nie ''potrzebne'' ale ja z Danielle przyjaźnie się od zawsze i oby dwie się bronimy.-Dodałam bezsensownie i poczułam jak mnie poliki zaczęły piec.

 Spojrzałam na Harrego by zobaczyć jego reakcję. Patrzył na mnie z głupim uśmieszkiem.
 -Wrzuć na luz. - nie odpowiedziałam. - Ej teraz sie do mnie odzywać nie będziesz? Przestań, ja tylko ciebie drażniłem, 
- Nie wiesz, że lwa sie nie drażni? 
- To więc jesteś lwem? 
- Tak. 
-Yhy.- Zdałam sobię sprawę, że zabrzmiałam co najmniej głupio.- No przestań sie dąsać. - Na mojej twarzy pojawił sie malutki uśmiech. Co ten chłopak ze mną robi? -Jesteś zła.
-Może.
-Nie jesteś.- Zaśmiał sie.
-Skąd wiesz?
-Widze, no ale i tak zaproszę cię na spacer przeprosinny.
-Jaki?
-Taki na przeprosiny. Nie daj sie namawiać.
-No okej ale nie myśl sobie, robię to tylko bo nie dał byś mi spokoju.
-Więc dziś o 17 w parku?
-Pasuje.
-No to jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.- Po pożegnaniu poszedł w stronę kas. Ja zostałam jeszcze trochę by dokończyć zakupy.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz